Głowa pumy
Jestem w Cuzco. Miasto, położone w dolinie wśród wzgórz na wysokości 3326 m n.p.m, jest jak olbrzymia misa wypełniona bursztynowym światłem. Przejrzyste powietrze, głębokie cienie, budynki wkomponowane w naturalny górski krajobraz. To moja miłość od pierwszego wejrzenia. Gdzieś w oddali słychać wybuchy petard. Tuż przed wejściem na rynek odbywa się osobliwa procesja. Dziewczyny w kusych spódniczkach i na wysokich obcasach pląsają w rytm ludowej muzyki. Chłopcy, przebrani w skóry z długą sierścią, niosą chorągwie z wizerunkami świętych. – To procesja czy karnawał w Rio? – pytam Annibala, naszego przewodnika. – W Peru, na skutek pomieszania kultury inkaskiej i przywiezionej przez Europejczyków wiary w Boga, powstała dość dziwna kombinacja. Każde święto religijne prowadzone przez księdza w kościele jest pod jego kontrolą do godziny dwunastej. Potem ksiądz wyjeżdża, zostawiając wiernych przed kościołem, gdzie trwa dalej celebracja – tłumaczy i dodaje: – Zaczyna grać muzyka i rozpoczynają się tańce. Alkohol leje się strumieniami. Indianie świętują tak kilka dni. Nie ma w tym nic obraźliwego. Po prostu cieszą i się, bo każde święto jest tu ważne.
Inkowie zbudowali Cuzco na planie leżącej pumy. Głowa to imponujący obiekt . Sacsayhuaman. W starożytności pełnił on funkcję świątyni, koszar i ratusza. Stąd doskonale widać całe miasto. Nawet rynek, na którym znajduje się katedra. Jej ołtarze zostały wyrzeźbione w drewnie cedrowym i pokryte 24-karatowym złotem. Rozpoczynamy wyprawę do Machu Picchu.
Gorące źródła
Wcześniej jednak wybieramy się do leżącego na drodze do Machu Piechu Aquas Calientes (Gorące Źródła). To małe miasteczko z indiańskiej bajki. Przytulne, kolorowe, pełne straganów i knajpek, położone w wąskim wąwozie, po obu stronach I torów kolejowych. Biją tu gorące źródła o leczniczych właściwościach. Aquas Calientes znajduje się u podnóża góry, na której położona jest największa atrakcja turystyczna Peru – Machu Picchu. W języku keczua nazwa ta oznacza starą górę. Ponoć, choć to niepotwierdzone, nie było to zwykle miasto w górskiej dżungli, lecz świątynia Dziewic Słońca. Większość odkrytych tu szkieletów dawnych mieszkańców należała do kobiet…
Zbocza góry porasta tropikalny las, w oddali szemrzą strumienie i śpiewają ptaki. Dzika przyroda jest na wyciągnięcie ręki. To prawdziwy raj! Robi się gorąco. Apu, bóstwo tych gór, jest w dobrym humorze. W miasteczku łapiemy bus, który wwozi nas pod samo Machu Picchu. Niestety na szczyt trzeba maszerować w duchocie i skwarze. Droga jest bardzo stroma i niebezpieczna. Jeszcze chwila wspinaczki po polach tarasowych i w końcu dotykamy prawdziwej historii. W czasie marszu nasz przewodnik proponuje nam odprawienie obrządku dla wędrujących Drogą Inków. Trzymając w ręku listki koki, każde z nas przechodzi nad przepaścią i wchodzi do Świątyni Słońca przez specjalnie wykuty w kamieniu portal. Ma na nas spłynąć strumień łask. I rzeczywiście rytuał chyba działa, bo wszyscy poczuliśmy się jakoś inaczej, lepiej. Choć trudno stwierdzić, na ile to zasługa odprawionych „czarów”, a na ile wysokości i panującej temperatury.
Pływające wyspy
Wieczorem opuszczamy Machu Picchu. Jedziemy przez góry. Po jakimś czasie zza zakrętu wyłania się oświetlone i tętniące życiem portowe Puno. Następnego dnia, z samego rana udajemy się z Annibalem do portu nad zatoką. Wynajmujemy mały stateczek, by popływać po jeziorze Titi-caca.
Zamierzam zobaczyć lud Uros zamieszkujący zbudowane z trzciny wyspy. Przedstawiciele tej społeczności odizolowali się od pozostałych, zwaśnionych plemion i żyją na wyspach-tratwach. Na każdej mieszka zwykle jedna rodzina, która utrzymuje się z wyrobu ludowych ozdób i przedmiotów codziennego użytku. Z Julicy, nieopodal Puno, lecimy do Limy. Tam spędzimy ostatni dzień w Peru. W czasie ostatniego obiadu piję za zdrowie mojego kolegi Michała, który mnie namówił na tę podróż. Warto było przejść inkaski szlak.
BHP podróży na krańce świata
Zwiedzanie świata jest fascynujące, ale nie można zapominać o bezpieczeństwie. Dlatego w dalekiej podróży warto mieć ze sobą wsparcie, jakie dają karty kredytowe Diners Club. Zapewniają one ubezpieczenia podróżne, odszkodowania w przypadku zagubienia bagażu, ułatwienia na lotniskach i opiekę medyczną za granicą. Przede wszystkim jednak, karta kredytowa Diners Club to dostęp do pieniędzy w każdym miejscu świata.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania „Diners Club Magazine” z 2010 roku.