Zastanawiacie się, kim jest projektant krzesła, na którym siedzicie? Chcielibyście poznać architekta budynku, w którym pracujecie? Prawdopodobnie nie… Zrobili swoją robotę i chwała im za to.
Gwarantuję Wam jednak, że po przejażdżce Citroënem DS5 będziecie pragnęli poznać ludzi, którzy tworzyli to auto. Nawet przejażdżka nie będzie potrzebna, wystarczy kilka minut spędzonych w tym pojeździe, aby zacząć zastanawiać się, kim jest człowiek, który go wymyślił. Nie miał łatwego zadania. Firma Citroën długo zwlekała z nawiązaniem wprost do legendarnego DS – samochodu z lat 60., który wyprzedzał swoją epokę. Pojazd znany najszerzej jako auto Fantomasa, był z innej epoki, zarówno jeśli chodzi o design, jak i rozwiązania techniczne. Kolejne produkty jak CX, BX czy Xantia krążyły wokół formuły rozpoczętej przez DS. Nigdy jednak nie odważono się dosłownie wykorzystać legendarnej nazwy. Teraz inżynierowie i projektanci odważnie zmierzyli się z legendą. I tak jak ich starsi koledzy w 1955 roku pokazali coś, co przenosi nas w odmienne rejony fascynacji motoryzacją.
Czym można zachwycić miłośników samochodów w 2012 roku? Przecież są już auta, które same parkują, które pomagają kierowcy hamować, skręcać, wybierają właściwy bieg, kiedy trzeba, są sportowym, agresywnym bolidem, a chwilę potem zmieniają się w luksusową limuzynę. DS5 zna te sztuczki. Umie też coś więcej.
Specjalnie szlifowane metale, skóry z fachowymi przeszyciami, punkty świetlne, które od razu dają nam pewność, że producent zrobił wszystko, aby samochód nie tylko spełniał nasze marzenia, ale też wychodził im naprzeciw.
Potrafi nakrzyczeć na nas, gdy nieświadomie przekraczamy linię pasa ruchu. Potrafi zmienić za nas światła, gdy w nocy ktoś zbliża się z przeciwka. Tak jak wiele nowoczesnych pojazdów ma w sobie rozwiązania, których byśmy nie wymyślili, nawet gdybyśmy mieli stworzyć listę wymarzonych udogodnień w samochodzie. Oprócz tego ma niezwykły design, dzięki któremu wyobrażamy sobie projektanta, który tworząc ten samochód, przyjacielsko mruga do nas okiem. Rozplanowaniem wnętrza mówi do nas: „Tyle dziwnych rzeczy było już w motoryzacji… Dzisiaj dla Ciebie zrobię coś naprawdę szalonego!”. Jak inaczej odebrać zespół przełączników na suficie pośrodku kabiny? Zabawa w pana pilota, który niczym magik zawiaduje tysiącem przełączników? Proszę bardzo! Od tego jest DS5! Ktoś, kto oprócz awiacyjnych marzeń z dzieciństwa ma silnie rozwinięte poczucie estetyki też nie zawiedzie się nowym Citroënem. Specjalnie szlifowane metale, skóry z fachowymi przeszyciami, punkty świetlne, które od razu dają nam pewność, że producent zrobił wszystko, aby samochód nie tylko spełniał nasze marzenia, ale też wychodził im naprzeciw. Tak jak robił to w latach 50. pierwszy DS. Dlatego mam cichą nadzieję, że „marketingowcy” Citroëna zorganizują dla fanów marki konkurs, w którym nagrodą będą nie wycieczki, gadżety lub samochód na weekend, ale wyjście do pubu z zespołem projektantów DS5.