Historia kołem się toczy
Rower jaki jest, każdy widzi. Dwa koła, dwa pedały, łańcuch, trójkątna rama i siodełko. Kilka śrub i wszystkie te części zaczynają działać. Nie ma tu żadnej filozofii. A może właśnie jest?
Projekt pierwszego roweru zawdzięczamy niemieckiemu arystokracie o wyjątkowo długim nazwisku. Ów człowiek, Karl Friedrich Christian Ludwig Freiherr Drais von Sauerbronn, fascynował się mechaniką. Ponieważ był inżynierem, konstruował przeróżne urządzenia, m.in. maszynkę do mielenia mięsa, maszynę do pisania i drezynę. Lecz w tym wypadku ważniejsze jest, że zbudował w 1817 roku również rower. Nie miał on jeszcze pedałów, więc nazywał się maszyną biegową. Człowiek, siedząc na siodełku, odpychał się stopami od podłoża jak w czasie marszu. Nie było to zbyt wygodne ani wydajne, ale pierwsze kroki w kierunku nowoczesnych rowerów zostały zrobione.
Pieszy rower
Baron Karl udowodnił, że da się tak podróżować – przemierzył na swoim wynalazku dystans ośmiu kilometrów, osiągając przy tym zawrotną prędkość 13 km/h. Przez następne 20 lat projekt pojazdu nie zmienił się zbytnio. Dopiero w 1839 roku Irlandczyk Kirkpatrick MacMillan wpadł na pomysł, by napęd roweru przenieść na tylne koło, które można by poruszać za pomocą systemu popychaczy.
Rower od chwili wynalezienia „przejechał” całkiem sporo. Dziś potomkowie welocypedów rozwijają oszałamiające prędkości, a ich konstrukcje wykorzystują kosmiczne technologie.
Pomysł był genialny, lecz niebyt praktyczny. Podobnie jak słynny welocyped francuskiego wynalazcy, Pierre’a Lallementa. Ogromne przednie kolo napędzane obrotowymi pedałami oraz maleńkie kółeczko na drugim końcu niezwykle wysokiej (1,5–2 m) ramy, nie ułatwiały poruszania się tym jednośladem. Oczywiście w stosunku do pojazdu barona Karla był to ogromny skok, lecz na tym etapie było jeszcze za wcześnie, by mówić o komforcie i bezpieczeństwie jazdy.
Angielski wędrowiec
Do roku 1885 rower przechodził wiele zmian. Część rozwiązań wypracowanych przez konstruktorów znalazła zastosowanie i jest używana do dziś, część przepadła w mrokach historii. Jednak najdonioślejszym z nich było stworzenie pierwowzoru współczesnych bicykli przez Anglika Johna Kemp-Starleya. Jego projekt miał koła równej wielkości, ruchomy widelec 2 kierownicą i napęd łańcuchowy na tylne koło. Starley nazwał go,Wędrowiec, czyli „Rover”. Od tego momentu nastąpił gwałtowny rozwój w tej dziedzinie. W ciągu zaledwie 25 lat wynaleziono opony pneumatyczne (wcześniej były to „gołe” obręcze), przerzutki i wolne koło (swobodnie obracające się, gdy rowerzysta nie pedałuje). W ciągu kolejnych 30 lat kolarstwo stało się dyscypliną sportową, zaś po następnych trzech dekadach rower z małymi kołami stał się popularnym środkiem transportu. Gdy w latach 80. XX wieku do produkcji weszły rowery górskie, było wiadomo, że przed bicyklem nie ma już żadnych ograniczeń. Na dwóch kółkach udało się pobić rekord prędkości (132,5 km/h), a nawet zdobyć liczący 7134 m wysokości Szczyt Lenina (dokonał tego w 1996 roku Polak, Tomasz Swinarski). Ale czy osiągnięto szczyt rozwoju roweru?
Deska-kompozyt
Odpowiedź na poprzednie pytanie brzmi: „nie”. Ciągłe powstają nowe rozwiązania, w prowadzane są nowe materiały konstrukcyjne. Zjawisko to szczególnie widoczne jest w projektach tzw. concept bikeów. Stalowe ramy wypierane są przez lekkie stopy i włókna węglowe. Ba, ramy potrafią wyglądać jak płaskie kartony na meble z Ikei. Zamiast szprych w kołach stosowane są płyty kompozytowe wypełniające obręcz, a napęd przenoszony jest bez łańcucha (np. za pomocą rolek, jak w projekcie B1K firmy Peugeot).
Co więcej, nieraz prototypowe modele są wzbogacone (np. ver2 Yujiego Fujimory) o skomplikowaną elektronikę, silniczek i baterię ładowaną siłą mięśni rowerzysty. Zgromadzona w ten sposób energia może służyć do napędzania roweru (np. w czasie jazdy pod stromą górę) lub ładowania telefonu komórkowego (ver2 ma pod siodełkiem schowek z gniazdkiem do podłączenia ładowarki). Projekt Fujimory ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną – składaną kierownicę, dzięki czemu, zaparkowany, mieści się w najwęższą szczelinę. Ponieważ w przeludnionej Japonii o wolne miejsce coraz trudniej, ver2 ma przed sobą świetlaną przyszłość. Podobnych „concept bikeów’ powstają dziesiątki rocznie. Wszystkie mają szalony wygląd i funkcjonalność, której nikt by się nie spodziewał. Tylko po co rowerom dodatkowa użyteczność? Na razie nikt tego nie wie. A my cieszmy oczy tymi projektami. Pamiętajmy również, że baron Karl też nie spodziewał się, że jego maszyna biegowa z marszu podbije świat.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania „Diners Club Magazine” z 2010 roku.