Polski samochód Bonda
Jakim autem jeździ najsłynniejszy agent w służbie Jej Królewskiej Mości wie nawet dziecko. Aston Martin od samego początku towarzyszy 007 w jego tajnych misjach i udowadnia wyższość brytyjskiej techniki nad całą resztą. A nas duma rozpiera, że w tym sukcesie udział mają Polacy.
Historia Astona Martina zbiega się z czasami, w których kształtował się przemysł motoryzacyjny. W 1913 roku sport samochodowy był już całkiem rozwinięty, a w wyścigach o miano najmocniejszego i najlepszego pojazdu rywalizowały zapomniane już marki, takie jak Singer, jak też znane do dziś, w tym np. Mercedes. Stworzona w roku wybuchu I wojny światowej firma Aston Martin o mało nie dołączyła do grona tych, które przepadły w mrokach przeszłości. Na szczęście, stało się inaczej i dziś jest ona esencją brytyjskiego designu motoryzacyjnego.
Wyścig pod górę
Astona Martina stworzyło dwóch znajomych, którzy już w początkach XX wieku parało się wyścigami samochodowym – Lionela Martina i Roberta Bamforda. Obaj, jak wskazują źródła, mieli za sobą doświadczenie w sprzedaży pierwszych sportowych automobili, a ponadto Martin ścigał się w zawodach w jeździe pod górę, na wzgórzu Aston Hill. Z połączenia nazwiska z nazwą wzgórza powstał Aston Martin. Rok później powstał pierwszy samochód sygnowany ich marką. Nie był to projekt oryginalny, ale kreatywnie wykorzystujący już istniejące rozwiązania. Czterocylindrowy silnik Coventry-Simplex w ramie Isotta-Franschini z 1908 roku był, jak dziś byśmy powiedzieli, składakiem, ale nie w tym rzecz. Wówczas takie przeróbki były na porządku dziennym – grunt, że świetnie jeździły.
Wojenny przestój
Wybuch I wojny światowej przerwał marzenia o masowej produkcji samochodów Aston Martin. Lionel Martin zaciągnął się do marynarki wojennej, a Robert Bamford do służby pomocniczej Royal Army. Cały sprzęt i wyposażenie fabryki zostało z kolei sprzedane firmie zajmującej się lotnictwem.
Polacy zasłużyli się dla rozwoju Astona Martina. Warto o tym pamiętać.
Po wojnie wydawało się, że produkcja może znów ruszyć, i to z piskiem opon. Aston Martin odzyskał środki i maszynerię, a nawet stworzył kolejny model wyścigowego auta. Jednak 1920 roku Bamford postanowił odejść z duetu z Martinem i firma stanęła na krawędzi bankructwa. Zresztą, co znamienne, przez kolejne lata historia ta powtarzała się wielokrotnie, więc fakt, że Aston Martin dotrwał do współczesności jest małym cudem. Nie w tym jednak sedno sprawy. Otóż odejście Bamforda przyczyniło się do tego, że na scenę historii wkroczył nasz rodak – hrabia Louis Zborowski, syn polskiego szlachcica. Zborowski kochał motoryzację i dawał temu wyraz – był rajdowcem, jak też konstruktorem pojazdów. Stworzył m.in. słynną wyścigówkę o dźwięcznej nazwie Chity Chity Bang Bang – z 23-litrowym (!) silnikiem lotniczym produkcji Maybacha, dzięki któremu pojazd rozwijał oszałamiającą prędkość ponad 160 km/h (100 mil/h). Co jednak ważne, miał też pieniądze, które zainwestował w Astona Martina.
Z tej kooperacji powstało kilkadziesiąt samochodów (np. Aston Martin Razor Blade – nadwozie nr. 1916), które wzięły udział m.in. w wyścigach na torze Brooklands i w Grand Prix Francji w 1922 roku. Świetnie zapowiadającą się współpracę przerwała tragedia. Hrabia Zborowski zginął w wypadku w czasie wyścigu na włoskich torze Monza w 1924 roku.
I co najciekawsze, seria aut Chitty Chitty Bang Bang została uwieczniona i na dobre powiązana z Bondem. Zapożyczył ją bowiem Ian Fleming, „ojciec” agenta 007 – w tym przypadku jednak do jednej ze swoich książek dla dzieci.
Długa i kamienista droga
Po śmierci Zborowskiego firma przeszła kompletne załamanie i zbankrutowała w 1924 na dobre. Wykupiła ją jednak Lady Charnwood, a jej syn John Benson zasiadł w radzie nadzorczej nowego Astona Martina. Na nic to było, bo już rok później firma doznała kolejnego bankructwa. Dzięki pieniądzom Billa Renwicka i Augustusa Bertelliego udało się ponownie uratować markę, ale tym razem siły stracił Lionel Martin. W 1926 roku odszedł z biznesu.
Jeśli wydaje się, że na tym koniec porażek, jesteśmy w błędzie. Te pojawiały się dość regularnie – m.in. w 1932 roku, a poźniej w latach 70., 80. i 90. XX wieku, gdy stał się własnością Forda, a obecnie część udziałów ma Daimler AG.
Kolejny Polak, kolejne sukcesy
Ale nie ma co roztrząsać zamieszania właścicielskiego wokół marki. Ciekawsze jest, że choć Aston Martin przeżył szereg kraks, przez wszystkie te lata budował genialne i doskonałe samochody. I rękę do tego przyłożył znów nasz rodak – inżynier Tadeusz Marek. Ten wojenny emigrant do Wielkiej Brytanii specjalizował się w budowie silników, jak też był wybitnym rajdowcem. Na wyspach stworzył m.in. napęd czołgu Centurion, a po 1945 roku rozpoczął pracę dla Astona Martina. I bez kozery można powiedzieć, że zatrudnienie go było jednym z najlepszych decyzji, jakie ta firma podjęła.
Inżynier Marek stworzył bowiem dwa silniki do samochodów Bonda i jednostki te na trwałe zapisały się w annałach motoryzacji. Jednym z nich był 6-cylindrowy silnik o pojemności 3,7 litra i mocy 240KM. Wykorzystywany był wiele lat w modelu wyścigowym DBR2, a także osobowych: DB4, DB5, DB6 i DBS – klasykach marki. Drugi z jego projektów przeżył konstruktora. Chodzi o V8 do modelu V8 Vantage, który pozostawał w produkcji od 1968 roku do 2000. Tadeusz Marek zmarł w 1982 roku.
Obecnie Aston Martin ma się dobrze, co potwierdzają jego najnowsze dzieła, takie jak modele DB9 i DB10, którymi w ostatnich dwóch częściach filmów o Jamesie Bondzie jeździł bohater serii. Niestety, DB10 nie jest produkowany seryjnie, więc o tej przepotężnej rakiecie można tylko pomarzyć. Na pewno zaś wiemy, że hrabia Zborowski i inżynier Marek byliby dumni z tego supersamochodu.
Polacy w Bondzie
Powiązania Polaków z Bondem sięgają dalej niż tylko do Astona Martina. Naszym rodakiem był m.in. najczarniejszy z czarnych charakterów w serii przygód 007 Ernst Stavro Blofeld, oberherszt organizacji WIDMO (SPECTRE), jak też Buźka – gigant o stalowych szczękach i nazwisku Zbigniew Krycsiwiki. Cóż, lepsze to niż brak wspomnienia Polski…