Odkrycia z przypadku
We współczesnym, zaprogramowanym co do sekundy świecie, nie ma miejsca na ślepy los. Ale myślenie, że przypadek można wyeliminować jest woluntarystyczne, by nie powiedzieć naiwne. A warto też pamiętać, że zrządzeniu okoliczności zawdzięczamy wiele doniosłych odkryć.
Zanim Alexandrowi Flemingowi udało się wyizolować penicylinę, banalne zakażenia prowadziły do śmierci. I jak wiemy z historii, ten naturalny antybiotyk Fleming odkrył dzięki przypadkowi; pozostawione w zapomnieniu w laboratorium szalki z koloniami bakterii zarosły pleśnią, a ta wytrzebiła mikroby. To jeden z lepiej znanych „przypadków szczęśliwych przypadków”, ale nie jedyny. Archimedes przecież sformułował prawo nazywane dziś jego imieniem w wannie (szukając sposobu wykrycia, czy królewska korona rzeczywiście została wykonana w całości ze złota, czy zafałszowana dodatkiem innego metalu), a sir Izaaka Newtona olśniło, gdy według legendy ujrzał jabłko spadające z gałęzi jabłoni. Nauki ścisłe lubią przypadki, ale nie tylko one. Archeologia również.
Nie ma, nie ma, wody na pustyni…
Zespół Bajm śpiewał w hicie z 1982 roku, że nie ma wody na pustyni (co nie było szczególnie odkrywcze), ale trzeba przyznać, że pustynie lubią kryć różne tajemnice. Przykładem może być odkrycie dokonane w 1947 roku przez trzech beduińskich pastuszków na Pustyni Judejskiej – kilometr od wybrzeży Morza Martwego.
Życie pokazuje, że nawet niepiśmienni pastuszkowie i ich zagubiona koza mogą wspomóc naukę…
W poszukiwaniu zagubionej kozy, chłopcy zapędzili się do nieznanych im skalnych grot. Wewnątrz jednej z nich ich zdumionym oczom ukazały się glinianie naczynia, a także starożytne zwoje zapisane po aramejsku, grecku i biblijnym hebrajskim.

Zwoje z Qumran rzuciły nowe światło na kwestie biblijne. W ich badaniu miał udział Polak – ojciec Józef Milik.
Dziś te pisma znane są nauce jako rękopisy z Qumran stworzone przez sektę esseńczyków (żyjącą w starożytnej Palestynie w czasach Chrystusa). W ciągu następnych lat ujawnionych zostało kilka kolejnych grot (łącznie 11), w których naukowcy, w tym Polak – biblista ojciec Józef Milik – znaleźli setki skryptów opisujących w nieznany wcześniej sposób wydarzenia biblijne, w tym życie Jezusa Chrystusa. Jak widać, nawet niepiśmienni pastuszkowie i ich zagubiona koza mogą wspomóc naukę. Przypadkowo, oczywiście.
Kamienne krzaczki i znaczki
To jednak nie koniec doniosłych pustynnych odkryć. W 1799 roku żołnierze napoleońskiej ekspedycji do Egiptu trafili na niezwykłe znalezisko. Saperzy wyburzający starożytny mur (przygotowywali fundamenty pod budowę fortu), w rumowisku natrafili na przedziwny, gęsto zapisany kamień.

Kamień z Rosetty znajduje się w zbiorach Muzeum Brytyjskiego / Foto: „Rosetta Stone” by © Hans Hillewaert. Licensed under CC BY-SA 4.0 via Commons
Tekst znajdujący się na bazaltowej, wyszlifowanej skale podzielony był na trzy części, a każda z nich zawierała akapity w innym alfabecie; jak się później okazało – greckim, hieroglificznym oraz demotycznym (egipskim piśmie „ludowym”).
Przytomności umysłu napoleońskiego oficera zawdzięczamy to, że udało się odczytać hieroglify.
O ile jednak dla żołnierzy kamień ten był po prostu budulcem, to, na szczęście, oficer nadzorujący prace zdał sobie sprawę, że być może właśnie dokonane zostało znaczące odkrycie. Kamień z Rosetty, bo o nim mowa, trafił w ręce naukowców, którym (przez porównywanie tekstu po grecku z pozostałymi akapitami) udało się odczytać znaczenie egipskich hieroglifów i starożytnego pisma demotycznego. Warto dodać, że tej sztuki ostatecznie dokonał dwie dekady później francuski uczony Jean-François Champollion.
Wykopana armia
Odkrycie kamienia z Rosetty lub rękopisów z Qumran są znaczące, ale ich skala ma się nijak do tego, czego dokonali przez przypadek chiński rolnicy w 1974 roku. Trzech wieśniaków z peryferii miasta Xi’an w czasie kopania studni „wydłubało” bowiem z gleby ceramiczną głowę – fragment posągu naturalnej wielkości.

Zastępy Terakotowej Armii mogą być liczniejsze o nawet 1400 żołnierzy. Wszystkich figur, mimo lat wykopalisk, wciąż nie odkryto.
O odkryciu zawiadomili lokalne władze, a te archeologów. Gdy naukowcy zaczęli rozgrzebywać pole, osłupieli. Na powierzchni o wymiarach 210 na 60 metrów wykopali niemal 8000, ustawionych w równych rzędach, terakotowych figur starożytnych chińskich żołnierzy – w skali 1:1. Terakotowa Armia zawierała posągi piechurów, łuczników, oficerów i rydwany, a także medyków oraz pracowników cywilnych.

Rydwan jednego z dowódców Terakotowej Armii.
Pietyzm z jakim figury zostały wykonane do dziś zadziwia, podobnie jak cel, w jakim 8000 ceramicznych wojowników znalazło się w tym właśnie miejscu. Udało się to jednak wyjaśnić – armia ta miała chronić w pośmiertnym życiu cesarza Qin Shi Huanga, którego grobowiec znajduje się 1,5 km od miejsca „stacjonowania” jego glinianych oddziałów. A co najciekawsze, każda figura jest niepowtarzalna – do każdej pozował inny, żywy człowiek.
Nora tajemnic

Taki oto borsuk „odkrył” średniowieczne groby słowiańskich władców. / Foto: „‚Honey’ the badger” by Peter Trimming – Flickr: ‚Honey’. Licensed under CC BY 2.0 via Wikimedia Commons
Wśród odkryć dokonanych przez przypadek warto dodać jeszcze jedno znalezisko, które zawdzięczamy… borsukowi. W 2012 roku, na farmie nieopodal niemieckiej miejscowości Stolpe w Brandenburgii znaleziono ludzką miednicę. Jak to bywa w takich sytuacjach, wezwano policję, która z kolei stwierdziła, że nie są to szczątki ofiary morderstwa. Dalsze badania wykazały, że kość pochodzi z XII wieku. Po nitce do kłębka, udało się znaleźć miejsce, z którego szczątki zostały wygrzebane. Była to borsucza nora, której futrzasty lokator dokopał się do średniowiecznych grobów i zaczął wynosić na zewnątrz znalezione tam przedmioty. W ten sposób anonimowy borsuk przyczynił się do odkrycia zabytków po słowiańskich plemionach zamieszkujacych niegdyś okolice Stolpe. W podziemnych grobowcach znaleziono kości, ale także monety, broń i ozdoby. Dziękujemy ci, Indiano Jonesie wśród borsuków!