Nadchodzi era „wearable technology” – inteligentnych ubrań i akcesoriów do noszenia. Następne będą chipy poszerzające możliwości ludzkiego ciała.
W ciągu ostatnich dwóch dekad przeszliśmy długą technologiczną rewolucję, w wyniku której porzuciliśmy telefonię analogową na rzecz zaawansowanych technologii cyfrowych. Jeszcze nie więcej niż 10 lat temu telefony, które umożliwiają dostęp do internetu lub nawigacji GPS, pozwalają na pracę jak na komputerze oraz rozpoznają polecenia głosowe, a nawet twarz właściciela, wydawały się mrzonką z pogranicza science fiction. Dziś są naszą codziennością, a producenci prześcigają się w wymyślaniu kolejnych rozwiązań: coraz bardziej zminiaturyzowanych i – co może wręcz przerażać – coraz bardziej zintegrowanych z nami technologii.
Czas płynie bit za bitem
O ile jeszcze niecałą dekadę temu hitem były komórki o jak najmniejszych rozmiarach, dziś smartfony – w zasadzie bez wyjątku – mają coraz większe, nawet 6-calowe ekrany.
Żyjemy w fascynujących czasach – nawet pralka lub lodówka mogą być podłączone do internetu.
Ten trend ma swoje zalety – takie jak choćby większa czytelność zawartości ekranu – ale też i wady, bo ekrany smartfonów rosną, lecz dłonie już nie. To problem, ale tylko dla użytkowników, nie zaś dla producentów smartfonów. Dla nich to wspaniała okazja, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Udało im się bowiem w ciągu ostatnich lat wykreować wartą ponad 314 mld dolarów potrzebę (tyle będzie wart rynek smartfonów w 2015 roku wg agencji Markets and Markets) oraz „zmusić” użytkowników coraz większych, szybszych i lepszych telefonów do rozważenia zakupu kolejnego gadżetu. Tak powstał koncept smartwatchy, czyli inteligentnych zegarków, które komunikują się ze smartfonami i umożliwiają ich zdalną obsługę. Noszone na nadgarstku, wyglądają jak tradycyjne czasomierze, ale pozwalają na sprawdzanie maili, esemesów, połączeń, pogody lub kalendarza w smartfonie znajdującym się w kieszeni lub torbie. Obecnie rynek smartwatchy nie jest jeszcze w pełni rozwinięty – w 2013 roku producenci (przede wszystkim Samsung ze swoim Gear, Sony ze SmartWatch, oraz Pebble) wyprodukowali około 5 mln sztuk e-zegarków. Jak jednak prognozuje agencja NextMarket Insights, w tym roku wartość ta osiągnie 15 mln sztuk, a za rok – 37 mln. Tort do podziału będzie naprawdę duży, więc liderzy rynku urządzeń mobilnych już zacierają ręce.
E-fitness
Z drugiej strony na popularności zyskują również inteligentne opaski na nadgarstek, takie jak Nike FuelBand, Fitbit lub Jawbone Up. Ich rola jest jednak inna niż w przypadku smartwatchy. Są to bowiem warte (w ujęciu rynkowym) około 320 mln dolarów akcesoria fitnessowe.
Śpij dobrze. Jedną z funkcji opaski Jawbone jest… budzik wibracyjny. Cichy, ale bardzo skuteczny.
Sparowane bezprzewodowo ze smartfonem monitorują prędkość, z jaką porusza się użytkownik, jakość snu i liczbę wybudzeń, liczbę wykonywanych codziennie kroków, a nawet potrafią – na podstawie analizy codziennej aktywności użytkownika – delikatną wibracją wybudzać ze snu o najkorzystniejszej porze. O ile jednak obecnie możliwości takich opasek są nieco ograniczone, można sądzić, że już niedługo producenci e-gadżetów zrobią kolejny krok. Co jakiś czas wyciekają do internetu informacje o prototypach komputerów- smartfonów wykonanych z elastycznych materiałów, które – wraz z ekranem dotykowym! – mogłyby być owinięte wokół nadgarstka. To już nie fantastyka rodem z Hollywood, ale realna przyszłość. A moda na zdrowy i mobilny tryb życia, w którym kluczową rolę odgrywa ciągła obecność online, monitorowanie spalonych kalorii, tylko nakręca tę gałąź rynku.
Spójrz w przyszłość
Najciekawszym i zarazem absolutnie futurystycznym pomysłem, jaki pojawił się w świecie wearable technology, są e-okulary. Jeden rzut okiem wystarczy, by poznać powiadomienia o nowych mailach lub esemesach na koncie, sprawdzić prognozę pogody lub zobaczyć kontekstowe informacje o miejscu, w którym jesteśmy, i o naszym rozmówcy.
Google Glass wyświetla na pryzmatycznym wyświetlaczu wszystko, co „dzieje się” na telefonie oraz informacje dopasowane do kontekstu, miejsca i czasu.
Google Glass, kolejny gadżet koncernu z Mountain View, umożliwia to wszystko i jeszcze więcej. Oprawki okularów z pryzmatycznym wyświetlaczem generującym obraz dla prawego oka i kamerą ukrytą w oprawie są interfejsem rozszerzonej rzeczywistości (augmented reality) – na obrazie widzianym „normalnie” oczyma pojawiają się dodatkowe informacje o obiektach, na które patrzy użytkownik Google Glass. Dane pochodzą z baz wyszukiwarki Google, która obecnie gromadzi miliardy zapytań i odpowiedzi na każdy temat. Przy czym, dzięki zastosowaniu technologii pryzmatycznej, informacje te dostrzega wyłącznie właściciel tych niezwykłych okularów. Co więcej, Google Glass nie wymagają ręcznej obsługi – polecenia głosowe wystarczą, by zrobić w zasadzie wszystko, wliczając w to odbieranie i wykonywanie połączeń przez sparowany z okularami smartfon, dyktowanie wiadomości i sprawdzanie najświeższych wiadomości. Na razie Google Glass nie ma w powszechnej sprzedaży, ale na amerykańskich ulicach można spotkać tzw. explorerów, którzy – wytypowani przez Google – testują okulary w codziennym życiu. I co ciekawe, w niektórych stanach USA już są regulacje zabraniające korzystania z Google Glass i podobnych urządzeń np. w sytuacjach, w których można by naruszyć prywatność lub w czasie prowadzenia samochodu. Ale czy jest to dla Google problemem? Bynajmniej – już teraz po drogach Kalifornii kursują zautomatyzowane, prowadzone przez serwery Google samochody… Na razie dopuszczone są do ruchu w ramach eksperymentu, ale być może już niedługo staną się tak powszechne, jak – niegdyś niewyobrażalne – smartfony.
Co dalej?
Implanty monitorujące funkcje życiowe i wyostrzające zmysły? Wszystko jest możliwe, ale nie należy spekulować. Już niedługo się przekonamy, jak będzie wyglądać przyszłość. Przecież już w niej żyjemy.
Głęboka stymulacja mózgu
Wizja, że za kilka lat nastąpi era chipów wszczepianych w ludzkie ciało i poszerzający możliwości ludzkiego organizmu jest tak fantastyczna, co przerażająca. Oczywiście, już dziś żyją na świecie elektronicznie udoskonaleni ludzie, ale mowa o chorych, którym wszczepy ratują życie lub czynią je mniej dokuczliwym. W terapii choroby Parkinsona stosuje się technikę zwaną Deep Brain Stimulation. Polega ona na wszczepieniu do mózgu chorego elektrod sięgających jądra podwzgórzowego oraz pod obojczykiem – stymulatora elektrycznego. Działa to na zasadzie podobnej do rozrusznika serca – generator wysyła elektrodami prąd o określonym napięciu i częstotliwości. Dzięki temu zachowana zostaje właściwy przepływ elektryczny w tkance nerwowej mózgu i mimowolne ruchy ciała występujące w parkinsonizmie, całkowicie ustępują. Interesujące jest, że parametry generatora mogą być dostosowywane do stanu pacjenta przez personel medyczny… zdalnie.
Deep Brain Stimulation – efekty działania
Strój Supermana
Absolutnym jednak szczytem możliwości współczesnej bioniki jest egzoszkielet sterowany myślami. To już nie science fiction, ale wyłącznie science. Ci, którzy oglądali otwarcie Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2014 zobaczyli działanie tego niezwykłego stroju na żywo. Sparaliżowany od pasa w dół Juliano Pinto, pokierował cybernogami zewnętrznego, mechanicznego, szkieletu, w który był ubrany. Kopnął piłkę i tym samym otworzył mundialowe zmagania. Najciekawsze jest jednak to, że ten niezwykły „strój” sterowany jest myślami – przez elektrody wychodzące z nerwów Pinto. Myśli przekazywane są do maszyny jako impulsy elektryczne, a tą samą drogą wracają do mózgu informacje o położeniu mechanicznych nóg, rodzaju podłoża, po którym stąpają i rodzaju odczuć związanych np. z kopnięciem piłki.