Balonem w kosmos
Gdy w 2012 roku Felix Baumgartner wykonał skok spadochronowy z balonu na wysokości 38 km, pobił rekord świata. Co ciekawe, równie niebezpiecznego i spektakularnego wyczynu dokonało w XIX wieku dwóch Anglików.
Wyczyn Baumgartnera zasługuje na uznanie. Ten Austriak nie tylko skoczył ze spadochronem z 38 km nad powierzchnią Ziemi, ale dotarł na tę wysokość – na granicę ziemskiej atmosfery – specjalnym balonem. Cała ta wyprawa była perfekcyjnie opracowana dzięki najnowszym zdobycze techniki, jak też wiedzy o budowie warstw atmosfery i zachowaniu organizmu na dużych wysokościach. To wszystko wiemy dziś, ale w XIX wieku nasza znajomość tych zagadnień była raczej nikła. Co jednak nie przeszkodziło dwóm śmiałkom wzlecieć balonem tak wysoko, jak nigdy wcześniej w historii ludzkości. Henry Tracey Coxwell i James Glaisher, brytyjscy pionierzy aeronautyki, dokonali wiekopomnego dzieła, ale omal nie przypłacili tego życiem.
Z brandy w chmurach
Wyprawa, o której mowa miała miejsce 5 września 1862 roku. Ogromny balon na ogrzane powietrze nazwany Mamut, skonstruowany przez Coxwella, miał proste zadanie – wynieść swojego twórcę i drugiego pilota – Glaishera – tak wysoko, jak się da.
11 000 metrów – taką wysokość udało się osiągnąć Coxwellowi i Glaisherowi. To tyle, ile dziś osiągają odrzutowce pasażerskie
Gentlemeni, obaj zawodowo zajmujący się aeronautyką i meteorologią, chcieli poznać wysokie warstwy atmosfery i z naukową precyzją opisać panujące tam warunki. Jak podkreśla BBC w materiale poświęconym pionierom brytyjskiego baloniarstwa, w koszu Mamuta (poza pilotami) znalazła się butelka brandy, mapy, kompas i… kilka gołębi.
Gdy wystartowali, wszystko z początku szło jak należy. Szybko wznieśli się ponad chmury i notowali pomiary ciśnienia oraz obserwacje. Wypuszczali też ptaki na różnych wysokościach – te uwolnione niżej latały, ale te wyrzucane z kosza wyżej nad lądem, traciły zdolność szybowania i spadały niczym kamienie. Nic dziwnego – badacze byli bowiem już na ponad 8000 metrów!
Chwile grozy i sławy
Po przekroczeniu granicy około 8000–9000 metrów zaczęły się chwile grozy. Glaisher zaczął tracić władzę w kończynach, co było spowodowane niskim ciśnieniem i temperaturą 20 stopni poniżej zera. Jak wspominał po pionierskiej wyprawie, próbował zaalarmować Coxwella, ale nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Tracił przytomność, a balon wznosił się coraz wyżej. Jedynie przebłysk instynktu samozachowawczego Coxwella ich uratował.
Coxwell bowiem, nie zważając na niebezpieczeństwo, wdrapał się po linach do czaszy balonu i ostatkiem sił, zębami (!) pociągnął linę odcinającą dopływ rozgrzanego powietrza. Balon zaczął opadać i po kilkunastu minutach gentlemeni wylądowali. Co jednak najciekawsze, po przejrzeniu danych z wyprawy okazało się, że wylecieli balonem na ponad 11 tys. metrów nad Ziemię – na wysokość, na jakiej dziś wyznaczone są korytarze przelotowe odrzutowych samolotów pasażerskich!
Obaj pionierzy baloniarstwa nie odnieśli żadnych szkód na zdrowiu i wykonali jeszcze kilkanaście lotów, dzięki którym udało się zrozumieć siły kierujące wiatrami w atmosferze i decydujące o pogodzie.
Henry Coxwell zmarł 38 lat po wyprawie, w 1900 roku, a James Glashier w 1903 roku.