Sztuka (raczej) niewysoka
Czy kojarzycie sztukę, która Was przeraża? I nie mamy na myśli turpistycznych obrazów lub gargulców z paryskich katedr.
Mowa bowiem o sztuce tak marnej, że aż skłaniającej do zastanowienia się, jak bardzo złe dzieciństwo mieli jej autorzy… Ale to jednak wciąż sztuka – czemu jej zatem nie kolekcjonować? Pewien amerykański antykwariusz postanowił stworzyć muzeum, które będzie hołdem dla wszystkich „niewydarzonych” artystów i ich marnych dzieł.
Król miernot
Museum of Bad Art (MoBA) ma swój początek w 1993 roku, kiedy to antykwariusz Scott Willson znalazł na śmietniku niezwykły obraz. Namalowany techniką olejną portret przedstawiał starszą kobietę, która na polu kwiatów… i tu pojawia się problem – jeśli w pierwszej chwili nie dostrzeżemy oparcia krzesła, to stwierdzimy, że spaceruje po polu, tańczy step irlandzki lub jest właśnie wciągana do innego wymiaru.
Scott postanowił uratować to dzieło i pokazał je swoim znajomym. Ci zachwyceni brzydotą obrazu, podsunęli mu pomysł, aby zaczął kolekcjonować podobne „arcydzieła” (a raczej antydzieła).
Zła sztuka, to też sztuka. Jej „antydzieła” to przecież biegunowo odmienne arcydzieła sztuki wysokiej. Druga strona tego samego medalu.
Willson zaczął organizować wystawy w mieszkaniu jednego z jego przyjaciół – wystawy te zdobyły taką popularność, że wkrótce musieli rozejrzeć się za lokalem, który będzie w stanie pomieścić ich rozrastającą się kolekcję sztuki niskiej. Tak właśnie – w 1995 roku – powstał pierwszy oddział MoBA w podziemiach teatru w Dedham.
Brzydkie kaczątko i łabędź też brzydki
Aktualnie muzeum posiada w swoich zbiorach ponad 600 prac, z czego ekspozycję tworzy tylko kilkadziesiąt obrazów. Dobór złych dzieł nie jest jednak przypadkowy. Twórcom Muzeum Złej Sztuki nie chodzi tylko o efekt finalny pracy artysty. Obrazy przechodzą bardzo szczegółową selekcję, ponieważ dyrektorom muzeum nie chodzi o malunki, które przedstawiałyby zamierzony efekt kiczu. Płótna mają być wynikiem niezamierzonej nieudolności artysty malarza – proces twórczy, a raczej jego braki, są najważniejsze.
Aby dzieło mogło trafić na wystawę, intencje autora muszą być szczere i poważne, a efekt opłakany. Nie da się przecież matematycznie wyliczyć co jest kiczem, nie stworzyliśmy w swojej kulturze kanonu kiczu w malarstwie, na którym ktoś mógłby się wzorować. Dlatego właśnie, pomimo 22 lat funkcjonowania muzeum, nie zebrali tak dużej liczby dzieł jakiej moglibyśmy oczekiwać; jednak w 2008 roku powstał drugi oddział w Somerville Theatre w stanie Massachusetts.
Zło szerzy się po stanach
Popularność MoBA rosła z roku na rok. Bostońskie przewodniki umieszczały muzeum jako jedną ze swoich największych atrakcji. Jak stwierdził sam współtwórca projektu, Jerry Reily: – W każdym mieście jest co najmniej jedno muzeum poświęcone wybitnej sztuce, natomiast MoBA to jedyne muzeum, które zajmuje się kolekcjonowaniem i prezentowaniem tego, co w sztuce najgorsze.
To właśnie unikalne podejście do koncepcji muzeum, a nie tylko ekspozycja, przyciągało całe rzesze zwiedzających. Na dzień dzisiejszy muzeum mieści się w piwnicy Somerville Theatre i Brookline Access Television. Jego popularność wciąż nie słabnie dzięki dziełom takim jak „Sunday on the Pot with George”, „Juggling Dog in Hula Skirt” czy „The Better To See You, My Dear”, które zdobyły popularność godną dzieł Picassa. Muzeum szczyci się, że obrazy kupuje według zasady 6,5 dolara – jeśli kosztują więcej, to nie są naprawdę złą sztuką.
Nie zawsze warto inwestować w dobro i piękno, czego najlepszym przykładem jest Muzeum Złej Sztuki. Ciężko jest ocenić ile są warte dotychczasowe zbiory muzeum, ale jak to w USA bywa – dokładnie tyle, ile ktoś chce za nie zapłacić.
Przy tak rozwiniętym rynku kolekcjonerskim jak ten w Stanach Zjednoczonych, łatwo będzie znaleźć zainteresowanych, którzy chcieliby żeby np. „Lucy na łące z kwiatami” stała się ich własnością. MoBA wywołało burzliwą dyskusję w świecie muzealnictwa i sztuki. Przez jednych ostro krytykowane za wprowadzanie plebejskiej sztuki do muzeum, przez drugich wielbione za wypromowanie artystów, którym po prostu nie wyszło. Nie nam to rozsądzać. Jak kiedyś rzekł francuski malarz Henri de Toulouse-Lautrec: „Drogi panie, malarstwo jest jak gówno, to się czuje, ale nie tłumaczy”.