Sztuka biznesu: Koniec street artu?
Street art zadomowił się na murach polskich miast. Czy można sobie wyobrazić bardziej naturalny i szczery kontakt ze sztuką? Prawdopodobnie każdy z nas pamięta swoje zdziwienie im towarzyszące. Czy nadszedł już kres tego zjawiska, tak upragniony i wyczekiwany przez administratorów budynków?
40/40
Czy może znacie lokal o nazwie Pies czy Suka przy ulicy Szpitalnej w Warszawie? Dla odróżnienia od innych lokali podających alkohol, właściciele nazywają go „konceptem”. To miejsce zaskakujące. Prowadzi go kolektyw kuratorsko-artystyczny KONARSKA-KONARSKI, który w 2014 roku uczestniczył w projekcie Galeria FORTY/FORTY. To w tym lokalu miała miejsce premiera wyjątkowej publikacji – albumu prezentującego ideę i dorobek pięcioletniego projektu. Poprzedziła ją apokaliptyczna debata pt.: „Koniec Street Artu”.
Projekt przyniósł wiele pożytków. Pokazał odbiorcom czym jest street art. Umożliwił poznanie wielu wybitnych twórców oraz ich dzieł. Nie zabrakło także znanych artystów zagranicznych. Przyczynił się także do metamorfozy i ożywienia terenu Fortu Bema na warszawskim Bemowie. Z enklawy pijaków i odważnych spacerowiczów stał się on lokalną atrakcją turystyczną oraz interesującą scenerią dla przedsięwzięć artystycznych i sportowych. Dzięki Fundacji Sztuki Zewnętrznej i wysiłkom Elżbiety Dymnej oraz Marcina Rutkiewicza otrzymaliśmy na zakończenie projektu piękny album „Galeria FORTY/FORTY”. Bezpłatną wersję w formacie PDF można pobrać z zasobów Fundacji:
https://drive.google.com/file/d/0B25Qt-NpdxTqQkNSZm1USnUwS3c/view
APOKALIPSA
Debata była jednak porażką, prawdopodobnie możliwą do przewidzenia. Podejmowanie obrazoburczej i prowokującej już samym tytułem debaty wymaga saperskiej ostrożności. Jej uczestnicy nie dogadali się nawet co do tego czym jest street art. Gdyby do tej debaty zaproszono artystów reprezentujących ten nurt twórczości, to prawdopodobnie jej przebieg byłby ciekawszy, a rezultaty mniej jałowe.
Zainteresowanie obszarem street artu ze strony kolekcjonerów i inwestorów stale rośnie, także w Polsce. Dzieła światowej sławy artystów z tego kręgu osiągają bardzo wysokie ceny, nie tylko na przyciągających uwagę mediów aukcjach.
Zainteresowanie obszarem street artu ze strony kolekcjonerów i inwestorów stale rośnie, także w Polsce. Dzieła światowej sławy artystów z tego kręgu osiągają bardzo wysokie ceny, nie tylko na przyciągających uwagę mediów aukcjach. Portale internetowe (np.: BLOUIN ARTINFO, ARTSY) zawierają informacje oraz komentarze dotyczące oferowanych do sprzedaży dzieł, a także zrealizowanych transakcji. Ceny prac z podpisem „BANKSY” wynoszą od kilku tysięcy dolarów do prawie dwóch milionów („Keep it Spotless” sprzedano w 2008 roku za 1 870 000 USD). BANKSY to nie tylko ikona street artu. To także jeden z najciekawszych komentatorów naszej współczesności. Ceny jego prac zależą przede wszystkim od podłoża, na którym zostały namalowane. Prace wydrukowane na papierze są najtańsze. Namalowane na płótnie już znacznie droższe. Jeżeli mamy do czynienia z kawałkiem wyciętej ściany, na której powstał oryginał, ceny zaczynają się od kilkuset tysięcy dolarów. Problematykę sprzedaży dzieł street artu interesująco ukazuje jeden z filmowych epizodów Petera Drew’a, publikowanych w Internecie pod wspólnym tytułem: „Art VS Reality”.
Możemy je odnaleźć na stronie https://www.facebook.com/ArtvsReality, a wspomniany odcinek z 2 czerwca 2014 roku nosi tytuł: „Street Art VS The Art Market”. Możemy w nim zobaczyć czym dla sztuki może być piła łańcuchowa i inne wyrafinowane narzędzia. Sfilmowano wycinanie fragmentów ścian na których namalowano dzieło, sposoby zabezpieczania oraz transport do magazynów galerii.
Podstawowy problem
Dzieła street artu charakteryzują się często zaskakującą szczerością wypowiedzi. Ich autorzy chcą coś istotnego nam przekazać. Dlatego angażując się finansowo w zakup dzieł sztuki o tak silnych powiązaniach z kontekstem społecznym oraz tkanką miejską, powinniśmy samodzielnie ocenić konsekwencje ich komercjalizacji. Czy dzieła te, przeniesione i prezentowane w muzeach lub komercyjnych galeriach, nadal są street artem? To dylemat pojawiający się przy każdej podobnej próbie przeniesienia dzieła z miejsca jego powstania w przestrzeń masowego udostępniania. Coraz doskonalsze sposoby rejestracji obrazu i dźwięku oraz łatwość ich rozpowszechniania w Internecie, wprowadziły sporo zamieszania. Powstało wiele teorii związanych z tym problemem, ale nie są one pomocne dla odbiorcy. Mogą jedynie stanowić temat rozważań wąskiego grona specjalistów. Realizatorzy projektu Galeria FORTY/FORTY nie mają co do tego złudzeń:
„Żadna ze znanych nam wystaw street artu nie była jednak w stanie oddać tego, co jest najistotniejszą składową tej sztuki – ulicznej anarchii, braku kontroli i ograniczeń, oddolności inicjatyw, efemeryczności prac, ich zmienności w czasie, interakcji z działaniami innych twórców, a także stałej, niczym i nigdy nie ograniczonej dostępności dla widzów. Wszystkiego tego, co czyni street art zjawiskiem tak żywym i tak bardzo pociągającym”. To rozczarowanie oraz chęć stworzenia względnie naturalnej przestrzeni dla street artu były genezą projektu i unikalnej Galerii street artu w Forcie Bema.
Wracając do zasygnalizowanego powyżej problemu i pytania o konsekwencje przenoszenia dzieł street artu z przestrzeni miejskiej do galerii, muzeum czy też prywatnej kolekcji. Moja odpowiedź jest prosta: NIE! Nie wiem czym jest (zapewne tzw. kolejnym symulakrem), ale na pewno nie jest już street artem.
Komercjalizacja street artu jest ograniczeniem możliwości, jak zamknięcie dzikiego tygrysa w klatce.
Beata Konarska, współwłaścicielka konceptu Pies czy Suka oraz uczestniczka projektu miasto traktuje jako specyficzną i nieograniczoną przestrzeń do zagospodarowania: „Miasto jest dla mnie rodzajem dzikiej galerii, a my sami – galerzystami operującymi nieograniczonymi możliwościami wystawienniczymi”. Komercjalizacja street artu jest ograniczeniem możliwości, jak zamknięcie dzikiego tygrysa w klatce.
Bemowskie żuki
Na fotografiach ukazano fragmenty pracy pt.: „Bemowskie żuki gnojarze” sygnowanej: TAKI MYK. Prace z podpisem TAKI MYK (lub Wx2), to dzieła Wojciecha Wiśniewskiego, który w następujący sposób wyjaśnia znaczenie „Bemowskich żuków gnojarzy”: „Praca nawiązuje do ciągnącej się już od dawna walki o władzę w dzielnicy. Wymalowane żuki przetaczają swoje własne kule nie zważając na miasto w tle. Jako mieszkaniec Bemowa odczuwam to osobiście.”
Na szczęście, tak długo dopóki artyści z kręgu street artu będą malować swoich dzieła „na mieście”, a nie na specjalnie do tego celu spreparowanych kawałkach muru, możemy liczyć, że street art będzie żywy i zaskakujący. W konsekwencji – stale rosnące ceny transakcyjne będą utrzymywać kolekcjonerów i inwestorów w przekonaniu, że dokonali właściwych wyborów.
Dossier autora
Jerzy Cichowicz jest menedżerem, trenerem biznesu, coachem i informatykiem z wieloletnim doświadczeniem. Jest również cenionym znawcą sztuki. Do jego specjalizacji zawodowych należą m.in. zagadnienia związane z bankowością, w szczególności zaś z kartami płatniczymi, ich zabezpieczeniami (w tym biometrią) oraz personalizacją. Jest autorem wielu publikacji, w tym poruszających tematykę biznesu i sztuki.
Zdjęcie tytułowe: Agata Makomaska, zdjęcia ilustracyjne: Jerzy Cichowicz (10 IV 2016 r.). Wszystkie cytaty pochodzą z albumu „Galeria FORTY/FORTY”.