Na zdrowie!
Bez czego nie może obejść się sylwestrowa zabawa? Oczywiście bez szampana! Przynajmniej w naszym mniemaniu. Świat bowiem zna o wiele więcej noworocznych trunków. Toasty wznosi się fermentowanymi sokami, a nawet herbatą i… pieprzem.
Szampan i sylwestrowe zabawy idą zgodnie w parze – nie da się zaprzeczyć, że jest inaczej. Genialny wynalazek benedyktyńskiego mnicha Pierre’a Dom Pérignona na dobre zadomowił się w europejskiej kulturze. Szampan uświetnia ważne momenty życia i sprawia, że każdy dzień jest niedzielą – jak mawiała wielka wielbicielka tego musującego wina, Marlena Dietrich.
Inna sprawa, że w naszej części Europy szampanem zwykliśmy błędnie nazywać właściwie każde wino musujące, nawet to najpodlejszej proweniencji, które o francuskiej Szampanii nawet „nie słyszało”. Skrajnym przejawem tej enologicznej ignorancji jest rodzina tanich win igristoje. W okolicach Nowego Roku sklepy zapełniają się ofertami „szampanów” o śpiewnych nazwach: „mołdawskoje”, „bałkijskie”, „carskoje” i podobnych, w cenach od pięciu do dziewięciu złotych. Ocenę smaku tych trunków należy litościwie pominąć, ale – co ciekawe i smutne zarazem – nie historię. Ta bowiem liczy sobie ponad 100 lat i jest opowieścią o upadku wartości.
Szampan czy nie?
Pierwszy raz wino musujące igristoje rozlano w 1889 roku w krymskiej winnicy należącej do pochodzącego z Lubelszczyzny hrabiego Lwa Golicyna. Hrabia osobiście sprowadzał do uprawy najprzedniejsze szczepy winorośli, a nawet zatrudnił greckich kamieniarzy, by w krymskich skałach wykuli piwnice do składowania musującego wina. Stworzony przez niego Paradiz – gdyż taką nazwę „handlową” nosiło igristoje – był wyśmienitym szampanem (choć z Krymu) i w 1900 roku nagrodzono na paryskiej wystawie. Niestety po 1917 roku winnica przeszła w „ręce ludu”. W latach 30. XX wieku zaczęto w niej produkować Sowieckoje Igristoje, które po rozpadzie ZSRR zamieniło się w Russkoje Igristoje. Za sprawą starań Borysa Jelcyna Russkoje – skądinąd naprawdę dobre – stało się jedynym winem musującym spoza Szampanii, które może być nazywane szampanem. Ale wyłącznie na terenie Rosji. Tyle historia.
Polskie igristoje, robione nad Wisłą, to świnki morskie w świecie win musujących. Ani świnki, ani morskie… Nie warto próbować. Na szczęście poza tanimi i złymi winami musującymi a drogimi szampanami mamy wykwintną alternatywę – hiszpańską Cavę. W niczym nie ustępuje francuskiemu krewniakowi, a pod wieloma względami go przewyższa. Cava to smak słońca i świeżość Południa zamknięte w orzeźwiającym ciele. Idealna na wielkie wydarzenia – choćby przywitanie Nowego Roku. ¡Salud!
Żar tropików
Nie wszystkie kultury gustują jednak w wytrawnym, cierpkim smaku szampana „brut”. Na szczęście ludzka pomysłowość, gdy chodzi o produkcję alkoholu, nie zna granic. Mieszkańcy pacyficznej Wyspy Bożego Narodzenia (Kiritimati) toasty wznoszą rodzimą „produkcją” o nazwie „Toddy”. Jest to sfermentowany sok z kwiatów palmy kokosowej. Nie tylko upajający, bo zawiera około 4-5 procent alkoholu, ale również bogaty w składniki odżywcze. „Toddy” jest wyjątkowo popularną używką, a jego warzenie zajmuje dosłownie chwilę. Alkohol w soku pojawia się bowiem już w kilka godzin po zebraniu, co jest zasługą dzikich drożdży w powietrzu. Jak się jednak okazuje, wino palmowe to nie tylko wyspiarski wynalazek – rozpowszechnione jest w całej Afryce, Azji, a nawet w Meksyku.
Ryżowe wariacje
Narody Azji z kolei do perfekcji doprowadziły sztukę pędzenia alkoholu z ryżu. We wschodniej i południowej części kontynentu dominuje sake, cheongju (koreańskie wino ryżowe), mijiu (chińskie) oraz sato (tajskie). Wszystkie te trunki łączy relatywnie niska zawartość alkoholu – do 20 procent – oraz zwyczaj picia ich… na ciepło. Laotańczycy natomiast gustują w lao-lao – trunku, który nie jest winem ryżowym, a… whisky. Lao-lao spożywa się głównie bez dodatków, jednak powstają również odmiany aromatyzowane miodem, owocami i kwiatami. Ciekawym zwyczajem praktykowanym przez laotański lud Khamu jest wspólne spożywanie niskoprocentowego lao-lao – lao-hai. Każdy mieszkaniec wioski uczestniczący w rytuale picia lao-hai ma swoją długą bambusową słomkę, którą zanurza w glinianej stągwi z alkoholem. Wygodnie siedząc, może się upijać do woli.
Herbatka u emira, gin u fakira
Również narody muzułmańskie znalazły sposób na zgodny z religią noworoczny toast. W Pakistanie, Iranie i Iraku „trunkiem” z konieczności i wyboru jest głównie zielona herbata. Natomiast w Arabii Saudyjskiej – kawa. Z tej konwencji wyłamuje się jednak islamski Uzbekistan – radziecka przeszłość odcisnęła swoje piętno na gustach Uzbeków. Tu króluje przy stole wódka.Brytyjskim spadkiem natomiast mogą pochwalić się Indie. Po Anglikach Hindusi „odziedziczyli” zamiłowanie do… ginu. Jałowcową wódką wznosi się w największej demokracji świata noworoczne toasty. O tym, jak bardzo mieszkańcom Indii smakuje ten trunek, niech świadczy fakt, że Bombay Sapphire jest jednym z najlepszych ginów świata. Czy lepszym na sylwestra od musującego przyjemnie na podniebieniu szampana? Cóż, to kwestia gustu. Ale cóż nam w tym wyjątkowym dniu szkodzi popróbować zwyczajów naszych „sąsiadów”? Oni przecież też właśnie się bawią!