Bajka z beaglem
Po nagrodzonym czterema Oscarami „Życiu Pi”, Diners Club patronuje kolejnej superprodukcji – filmowi „Pan Peabody i Sherman”.
W latach 50. i 60. XX wieku w amerykańskiej telewizji szalenie popularna była kreskówka „The Rocky & Bullwinkle Show” („Rocky, Łoś Superktoś i przyjaciele”). Jej głównymi bohaterami była para niezwykłych przyjaciół – wiewiórka Rocky i łoś o imieniu Superktoś – którzy wplątali w szpiegowską aferę z Borisem Badenovem i Nataszą Fatale.
Jay Ward był, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, jajcarzem. Nie tylko stworzył serię absurdalnych animacji, ale chciał też utworzyć własny, niepodległy stan.
Na ekranie pojawiali się również inni bohaterowie i ich przygody, m.in. podróże wehikułem czasu WABAC, które odbywali beagel Pan Peabody oraz chłopiec Sherman. Amerykanie pokochali tę kreskówkę ze względu na absurdalny humor, jaki był dziełem Jaya Warda – animatora, producenta filmów animowanych i wielkiego… kpiarza. Oto przykad – w 1962 roku Ward kupił wyspę w stanie Minnesota. Nazwał ją Moosylvanią – na cześć Łosia Superktosia (ang. moose – łoś), jego ulubionej postaci z tworzonego serialu. Następnie wraz z dziennikarzem Howardem Brandym ruszył w podróż po kraju, w czasie której zbierał podpisy pod petycją na rzecz utworzenia nowego stanu USA – Moosylvanii. Gdy dotarł do Waszyngtonu, próbował uzyskać zgodę na widzenie z prezydentem Johnem Fitzgeraldem Kennedym. Zamierzał mu przedstawić pomysł utworzenia nowego stanu. Niestety, w innych okolicznościach zapewne Ward – znany i lubiany w USA – bez trudu dostałby się do Owalnego Gabinetu na humorystyczną pogawędkę z prezydentem, ale trwał akurat kryzys kubański. J.F.K. zdecydowanie nie miał ochoty na żarty. Warda i Brandy’ego przegonili z Białego Domu uzbrojeni żołnierze…
Pora na wielki format!
Dziś przygody Pan Peabody’ego i Shermana powracają i to w wielkim stylu! „Pan Peabody i Sherman”, którego patronem jest Diners Club International, trafił już na ekrany kin w całej Polsce. I jest to prawdziwy hit! Co do tego nie mamy żadnych wątpliwości.
„Pan Peabody i Sherman” powstał w tej samej wytwórni, która stworzyła m.in. „Shreka” i „Madagaskar”.
W końcu to film wyprodukowany przez legendarne studio DreamWorks Animation – to samo, które dało światu „Shreka” i „Madagaskar”. Można więc z góry założyć, że ostrego dowcipu, świetnych dialogów i doskonale poprowadzonej akcji nie będzie brakować. O czym jest jednak ten film? To opowieść o chłopcu i psie! Słowem wyjaśnienia – nie zwykłym psie, ani tym bardziej zwykłym chłopcu. Pan Peabody, czyli pies, jest beaglem i to nie byle jakim, bo wyjątkowo mądrym. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że jest najmądrzejszą istotą, jaka kiedykolwiek stąpała po Ziemi. Jest laureatem Nagrody Nobla, doradcą światowych przywódców, wynalazcą, elegantem, światowej sławy kucharzem i świetnym atletą – dwukrotnym medalistą igrzysk olimpijskich. Z kolei Sherman – uroczy chłopiec ze zbyt dużą głową i wielkimi okularami jest jego… nie, nie właścicielem, ale synem. Pan Peabody, gdy akurat nie ratuje świata lub nie zaprowadza pokoju na świecie, wychowuje Shermana, którego przed laty adoptował. I jak się okazuje, jest to o wiele trudniejsze niż budowa wehikułu czasu. Zresztą podróże w czasie odgrywają w tym filmie niebanalną rolę, a od chłopca i jego niezwykłego ojca-beagla zależy los całego wszechświata… Kontinuum czasoprzestrzenne zostaje bowiem przerwane, a Pan Peabody i Sherman ruszają maszyną czasu w podróż przez epoki historyczne, by ratować uniwersum…
Tylko przygody i nic więcej?
Trzeba wiedzieć, że ten film ma wiele warstw – zupełnie jak ogry (o czym mówił swojego czasu Shrek – jeden z bohaterów wytwórni DreamWorks Animation). Dzieci widzą na ekranie wspaniałą bajkę o podróżach w czasie i przyjaźni. Dorośli dostrzegają o wiele więcej. – To opowieść o relacji ojca i syna. Pan Peabody adoptował Shermana i stara się być jak najlepszym tatą – mówi reżyser filmu, Rob Minkoff, twórca m.in. „Króla Lwa” i „Stuarta Malutkiego”. – Z biegiem czasu uświadamia sobie coraz bardziej, że nie zawsze rozumie dorastającego syna. Każdy rodzic to przechodzi – dodaje Alex Schwartz, producent filmu. Brzmi znajomo? Oczywiście, z tą różnicą, że w wypadku „Pana Peabody i Shermana” ta życiowa prawda jest ukryta pod warstwami niezwykłej i wizualnie atrakcyjnej opowieści przygodowej.
Moc komputerów
Producenci „Pana Peabody’ego i Shermana” dołożyli starań, żeby ich film prezentował się „apetycznie”. Sceny podróży w czasie rozgrywające się m.in. w renesansowych Włoszech, starożytnym Egipcie i w czasie Rewolucji Francuskiej robią ogromne wrażenie rozmachem, ale przede wszystkim liczbą detali animacji.
Moc superkomputerów widać w każdym kadrze filmu. Animacja jest zrobiona perfekcyjnie.
Żeby zachować jak największą wiarygodność postaci i sposobu, w jaki się one poruszają, nad kinetyką pracował sztab specjalistów. Na przykład do tworzenia scen walk na szpady zostali zatrudnieni eksperci specjaliści od walki białą bronią. – Nasi animatorzy to prawdziwy artyści – zapewnia Rob Minkoff i dodaje: – Tchnęli w bohaterów życie, obdarzając ich osobowością. Z kolei nadzorca animatorów, Jason Schleifer, podkreśla, że praca nad bohaterami „Pana Peabody’ego i Shermana” była sporym wyzwaniem, ale też przyjemnością. – Psi pysk [Pana Peabody’ego – przyp. red.] jest tak przyciąga wzrok, że musieliśmy wymyślić sposób na pokazanie postaci tak, by widzowie nie koncentrowali się tylko na pysku – mówi ze śmiechem Jason Schleifer. Podobnym wyzwaniem była postać Shermana. – Chłopak ma ogromną głowę i drobne ciało. Musieliśmy o tym pamiętać rysując ruchy, takie jak potakiwanie lub obracanie głowy. Nie chcieliśmy, by [głowa – przyp. red.] wyglądała, jakby miała odpaść – tłumaczy Schleifer.
Ale na nic słowa – film „Pan Peabody i Sherman” trzeba po prostu zobaczyć i przekonać się samemu, że jest to prawdziwe dzieło sztuki kinowej. A przede wszystkim, zobaczyć z dziećmi świetną komedię akcji i zarazem bardzo mądry film o tym, że bycie rodzicem, wcale nie jest takie proste, choć jest niezwykle fascynujące.