Przyszłość jest w kosmosie
Pieniądze i potęga są wysoko nad nami. Wszechświat, a na początek nasz skromny Układ Słoneczny, daje nam niewyobrażalne możliwości wzbogacenia się – materialnie i naukowo. Sięgajmy wysoko! Czy ten rok będzie kolejnym kamieniem milowym na drodze do gwiazd?
Chad Anderson, prezes Space Angels Network, organizacji, która śledzi i analizuje rozwijający się rynek kosmicznych usług, zauważa, że o ile niespełna dekadę temu na rynku funkcjonowało zaledwie 50 prywatnych przedsięwzięć stawiających sobie za cel podbój kosmosu, to obecnie jest ich niemal 200, a wszystkie doskonale sobie radzą bez publicznych środków. Wśród nich są zarówno olbrzymie i wizjonerskie projekty, takie jak SpaceX Elona Muska, Virgin Galactic Richarda Bransona lub Blue Origin Jeffa Bezosa, jak też mniejsze, stawiające nie tyle na odkrywanie nowych światów, co świadczenie usług, które mogą okazać się niezbędne przyszłym kolonizatorom obcych światów.
Kosmiczni kurierzy
Na przykład startup World View oferuje prywatny transport dowolnych towarów na… Księżyc. Cena kilograma takiego frachtu to aż 1,2 miliona dolarów, ale mówimy o podróży na odległość niemal 400 tys. kilometrów (co jest dziesięciokrotnością obwodu Ziemi), wymagającej ogromnej energii i szalenie skomplikowanej technologii.
Luksemburg zainwestował ponad 200 mln w kosmiczne górnictwo, Japonia – 290 milionów dolarów w badania Wenus. W Polsce kosmiczni przedsiębiorcy też mogą liczyć na pomoc państwa – pożyczkę w wysokości 10 milionów… złotych…
Tam gdzie inni mogą widzieć przeszkody, firmy jak World View lub Saber Aeronautics (tworząca rozwiązania treningowe dla operatorów satelitów i planistów kosmicznych misji) widzą okazję do nadzwyczajnego wzbogacenia się i wysforowania w wyścigu do gwiazd.
Państwo w kosmosie
Szansę na zarobek i palmę kosmicznego pierwszeństwa dostrzegają nie tylko prywatni przedsiębiorcy, ale również poszczególne kraje. Dość powiedzieć, że maleńki (i bardzo bogaty) Luksemburg już teraz myśli o galaktycznych zyskach. W 2016 roku rząd tego państwa zainwestował 227 milionów dolarów w rozwój technologii, która pozwoli zakładać kopalnie cennych surowców na… asteroidach. Banialuki i fantasmagorie? A bynajmniej – od dawna wiadomo, że kosmiczny „gruz” nie tylko może przenosić życie między odległymi układami, ale również złoto, pallad, rod, iryd, ruten, wolfram i inne rzadkie pierwiastki. Rzadko występujące na Ziemi, a tam skumulowane i pożądane przez przemysł błękitnej planety.
Chad Anderson w rozmowie udzielonej portalowi „Fast Company” zauważa, że szybki rozwój kosmicznych technologii służy nie tylko zdobyciu potencjalnych bogactw, ale przede wszystkim, ulepszaniu wielu dziedzin nauki – od aeronautyki oraz robotyki przez biologię po informatykę i inteligentne przetwarzanie niewyobrażalnie wielkich porcji danych. Podaje też przykłady – Chiny w 2036 roku zamierzają wysłać taikonautów (czyli astronautów z Państwa Środka) na Księżyc i wkrótce potem na Marsa, a prace, które te wiekopomne zdarzenia poprzedzą – jak zapewnia prezydent ChRL – posłużą do kolejnego przyspieszenia w rozwoju. Kolejne „prędkości kosmiczne” są w zasięgu chińskich rąk i Chińczycy zamierzają to wykorzystać. Podobnie, jak Japończycy, którzy kosztem 290 milionów dolarów budują międzyplanetarną sondę. Będzie ona badać „gorącego bliźniaka” Marsa – Wenus.
Międzygalaktyczni Lechici?
A co z Polską? Co prawda nie mamy wielkich sukcesów na polu podbojów pozaziemskich, ale za to mamy ambicje i młodych, bardzo zdolnych naukowców. Mamy też Polską Agencję Kosmiczną (POLSA), która została powołana do życia w 2014 roku w celu m.in. stworzenia niezależnego systemu satelitarnego oraz założeń wykorzystania przez biało-czerwonych przestrzeni kosmicznej. Niewiele? Na początek – wystarczy. I nie zapominajmy, że przede wszystkim mamy to, czego nie posiada żaden inny kraj na świecie – ambasadora na Srebrnym Globie, mistrza Twardowskiego.
Żarty jednak na bok. Zaledwie kilka dni temu, w połowie stycznia, Stały Komitet Rady Ministrów zaakceptował Projekt Polskiej Strategii Kosmicznej – działań służących finansowemu wsparciu rodzimych firm wytwarzających (i opracowujących) kosmiczne technologie. Takich, jak na przykład SENER Polska, która opracowuje jeden z mechanizmów europejskiego łazika marsjańskiego, którego w 2021 roku wyprawi na Czerwoną Planetę Europejska Agencja Kosmiczna. Brzmi to fantastycznie, ale problem jest jeden – pieniądze. Jak donosi „Puls Biznesu”, limit pożyczek dla takich innowacyjnych przedsięwzięć jest zdecydowanie przyziemny – 10 milionów złotych… A to chyba jakieś kosmiczne nieporozumienie…