Like a virgin
Karierę zaczynał od prób zrewolucjonizowania sprzedaży choinek i wywiadów z gwiazdami do studenckiej gazetki. Dzisiaj ma miliardy dolarów na koncie i jest jednym z najbardziej ekscentrycznych ludzi na świecie. Niedługo chce uruchomić regularne loty w przestrzeń kosmiczną. Proszę Państwa, oto sir Richard Branson.
Jeszcze w tym roku może się okazać, że spełnianie nawet najbardziej dziwnych pomysłów jest możliwe i do tego zyskowne. A to za sprawą samolotu Biały Rycerz II „Ewa”, należącego do megaimperium biznesowego Virgin. Jego założyciel ma bowiem plan, żeby wysyłać zwykłych śmiertelników (o niezwykle grubych portfelach) na wycieczki w przestrzeń kosmiczną. Nikt nie traktuje jego planów z przymrużeniem oka. Ba, na dziewiczy lot tym samolotem zdecydowało się już prawie 800 osób. Nic dziwnego – sir Richard Branson, sprawca tego zamieszania, znany jest ze swojego nieschematycznego podejścia do życia i biznesu. Ten angielski miliarder potrafi paradować w przebraniu panny młodej w centrum metropolii, wjechać na białym słoniu do budynku indyjskiego parlamentu, dać się podwiesić na linie w stroju Adama w najbardziej ruchliwym miejscu Nowego Jorku, a nawet otrzeć się o śmierć podczas lotu balonem stratosferycznym. Dlaczego on to wszystko robi? Ot tak, żeby spełniać swoje fantazje. Ale jednocześnie dba w ten sposób o „publicity” imperium biznesowego, które stworzył. Między innymi dzięki takim zabiegom Virgin jest globalnie znaną marką, zaś Branson jednym z najbogatszych ludzi świata. Jednak zdobycie tej pozycji wymagało od niego niemałego wysiłku, zaś droga, którą kroczył, była z początku ciernista (choć lepiej pasowałoby słowo „iglasta”).
Drzewko (nie)szczęścia
Richard Branson od wczesnej młodości wykazywał potencjał biznesowy. Mając zaledwie 14 lat, postanowił zarobić pierwsze tysiące funtów, rewolucjonizując rynek… choinek świątecznych. W tym celu nabył kilkadziesiąt sadzonek drzewek i posadził je w ogródku. Pech jednak chciał, że na korzyści (aczkolwiek bardziej przyziemne) czekały również dzikie króliki. W kilka godzin po posadzeniu drzewek urządziły prawdziwą inwazję na ogródek państwa Bransonów i pożarły wszystkie sadzonki. Pierwsza porażka biznesowa uświadomiła Richardowi, że musi działać nieco bardziej zdecydowanie. Dlatego odczekał dwa lata i w 1968 roku… rzucił szkołę. Nigdy nie żałował tego kroku. Zresztą i tak nie był tam zbyt mile widziany. Dyrektor jego liceum twierdził, że Branson „albo wyląduje w więzieniu, albo będzie milionerem”, przy czym skłaniał się raczej ku pierwszej możliwości.
Jednak Richard nie zamierzał oglądać świata zza krat. A że miał mnóstwo pomysłów i przemożną chęć zostania magnatem prasowym, postanowił założyć z kolegami magazyn „Student”. Bransonowi udało się
przeprowadzić wywiady z Johnem Lennonem i Mickiem Jaggerem, dzięki czemu nakład magazynu osiągnął 50 tys. egzemplarzy. Szum, jaki powstał wokół „Studenta”, generował zyski, ale to nie wystarczyło młodemu Anglikowi. Ponieważ znał się na muzyce i jej nowych trendach, uruchomił wysyłkową sprzedaż płyt. Sprzedawał nagrania taniej niż sklepy i zdobył liczną klientelę. Zaledwie dwa lata później, w 1972 roku, wespół z Nikiem Powellem i Simonem Draperem był właścicielem sieci sklepów muzycznych.
Klub obrotnych dziewic
Ponieważ panowie postrzegali siebie w kategoriach biznesowych „dziewic”, nowo powstałą firmę nazwali Virgin Records. Trzeba jednak przyznać, że choć nie posiadali zbyt dużego doświadczenia, byli dość drapieżnymi przedsiębiorcami. W ciągu zaledwie roku rozszerzyli działalność Virgin Records o produkcję nagrań. Pierwszym artystą, z którym podpisali umowę, był rozpoczynający karierę Mikę Oldfield. Wszystkie duże wytwórnie odmawiały mu pomocy w wydaniu płyty. Ich szefowie byli przekonani, że nikt nie będzie chciał słuchać nagranych dzwonów rurowych. Jednak Branson, do którego Oldfield w końcu trafił, miał przeczucie, że album „Tubular Bells” stanie się wielkim hitem. Nie mylił się. Płyta rozeszła się w liczbie 5 mln egzemplarzy. Następnym odkryciem wytwórni Bransona został zespół, który trwale odcisnął swoje piętno na historii muzyki rockowej – Sex Pistols. Kolejne kontrakty były podpisywane z takimi tuzami jak Bryan Ferry, The Rolling Stones oraz Genesis. Niewielka wytwórnia stała się gigantycznym koncernem. Branson chciał osiągnąć jeszcze więcej. W roku 1992 sprzedał wytwórnię koncernowi EMI za miliard dolarów. Dzięki temu zyskał zabezpieczenie finansowe dla kolejnych, jak się okaże, szalonych przedsięwzięć.
Dyrektor jego liceum był przekonany, że Branson albo skończy w wiezieniu, albo zostanie milionerem.
Warto też wspomnieć, że choć Branson zawdzięczał swój sukces muzyce, to jednocześnie zdawał sobie sprawę, że działanie w jednej branży może okazać się co najmniej błędem. Dlatego w 1984 roku uruchomił linię lotniczą Virgin Atlantic Airways. Z powstaniem tej firmy wiąże się ciekawa historia. Na jednym z bankietów Branson spotkał Alana Hellary’ego i Randolpha Fieldsa, którzy mieli pomysł na transatlantyckie połączenia lotnicze. Potrzebowali jednak partnera. Traf chciał, że napomknęli o tym właśnie Bransonowi, który nie mógł przegapić takiej okazji. Został głównym udziałowcem zawiązanej spółki. Jednak nie od razu udało im się rozwinąć skrzydła. Z powodu obowiązujących przepisów ich samoloty miały zakaz lądowania na niektórych brytyjskich lotniskach. Jednak upór w działaniu sprawił, że w 1991 roku flota Virgin Airlines oficjalnie pojawiła się na tablicach odlotów na londyńskim lotnisku Heathrow. Co ciekawe, Branson zdecydował się również zainwestować w transport kolejowy. Nowe przedsięwzięcie nazwał oczywiście VirginTrains.
Świat to za mało
Koniec lat 90. to kolejny okres bujnego rozkwitu imperium Richarda Bransona. W 1999 roku stworzył Virgin Mobile, czyli swoją własną sieć komórkową, będącą zarazem pierwszym narwiecie wirtualnym operatorem. Niespełna rok później zdecydował się uruchomić tanie linie lotnicze w Australii. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, miliarder wpadał na coraz bardziej ekscentryczne pomysły. Co ciekawe, niektóre z nich były wręcz… nie z tej Ziemi, bowiem pod koniec września 2004 roku Branson poinformował o zamiarze uruchomienia w nieodległej przyszłości spółki zajmującej się turystyką… kosmiczną. Swoje nowe dziecko ochrzcił mianem Virgin Galactic. Rezerwacje na lot w przestrzeń międzyplanetarną są już przyjmowane. Jak na razie ok. 800 osób wyraziło chęć przeżycia takiej przygody. Ceny biletów zaczynają się od 200 tys. dolarów, ale niedługo mają stanieć.
W jakich jeszcze branżach działa Branson? Naprawdę wielu. Virgin Group zrzesza około 350 firm na całym świecie. W jej ofercie są m.in.: muzyka, transport powietrzny i lądowy, stroje ślubne, napoje gazowane oraz alkohole, usługi telekomunikacyjne, paliwa, usługi finansowe. Roczne przychody koncernu sięgają 10 mld dolarów. Wartość firmy szacowana jest zaś na 5 mld funtów. Nic dziwnego, że w 1999 roku za zasługi dla brytyjskiej gospodarki i przedsiębiorczości Branson został uhonorowany tytułem szlacheckim przez królową Elżbietę II.
Fantazja
Wszystko, co robi Branson, nosi znamię świetnej zabawy. Jego postawa przeczy stereotypowi nudnego, skoncentrowanego wyłącznie na tabelach i wykresach, biznesmena z listy najbogatszych ludzi świata. Branson oczywiście zajmuje się poważnymi interesami, ale jednocześnie czerpie z życia całymi garściami. W 1986 roku na łodzi motorowej Virgin Atlantic Challenger II przemierzył Ocean Atlantycki w rekordowym czasie trzech dni, ośmiu godzin i 31 minut. W 1991 roku przebył balonem największy dystans w historii – blisko 11 tys. kilometrów, przecinając Pacyfik od Japonii do Kanady. Podczas następnej przygody omal nie zginął, kiedy balon runął do lodowatego morza u wybrzeży Irlandii.
Branson znany jest także z niezwykle odważnych i niekiedy kontrowersyjnych akcji marketingowych. W ramach promocji nowego połączenia swoich linii lotniczych przebrał się za kapłana Uniwersalnego Kościoła Życia i udzielił ślubu na wysokości 10 kilometrów. Reklamował własny sklep z ubiorami dla nowożeńców – paradując po Londynie w stroju panny młodej. Aby wymóc na rządzie Indii pozytywną decyzję w sprawie lotów Virgin Atlantic, przybył przed budynek indyjskiego parlamentu na… białym koniu. Potrafił również podwiesić się nago do dźwigu, który unosił go nad nowojorskim Times Square – za cały strój służyły mu zaczepione wokół bioder aparaty telefoniczne marki Virgin. Tym samym wywołał sensację i zapewnił sobie rozgłos w serwisach informacyjnych. Potwierdził również zasłużone miejsce w panteonie ikon popkultury. Miliarder gwiazdą? Sir Richard Branson udowadnia każdego dnia, że to możliwe.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania „Diners Club Magazine” z 2010 roku.