Lokalizacja biznesu ma znaczenie i jest jednym ze składników sukcesu firmy. Ta prawidłowość obowiązuje również w wirtualnym świecie.
Słowa są na wagę złota – wiadomo to od starożytności. Współcześnie jednak ich wartość przelicza się na dolary. I wcale nie chodzi o polityczne deklaracje, przemówienia i raporty, ale o zaledwie kilka liter, których wartość potrafi sięgnąć dziesiątków milionów dolarów.
Już od lat na łamy serwisów informacyjnych trafiają doniesienia o cyberprzestępstwach. Sieci komputerów „zombi” masowo rozsyłających spam lub ataki na elektroniczne konta w bankach stały się dziś czymś… oczywistym. To przestępczość XXI wieku. I do tego niezwykle medialna. Co jednak ciekawe, w cieniu e-rabunków znajduje się wirtualna przestrzeń, w której ludzie walczą o… kilka liter. A w zasadzie o materialną wartość, jaką one mają…
Abordaż na falach internetu
Cybersquattersi, bo o nich mowa, żyją z wykupywania hurtowo domen internetowych. Oczywiście nie byle jakich, tylko tych, które mają w nazwie znaną markę lub produkt. Liczą na to, że będą mogli odsprzedać ją za sowite wynagrodzenie lub wykorzystać do własnych celów. Dobry adres w internecie to przecież wirtualny ekwiwalent doskonałego adresu firmy – w samym centrum metropolii.
W wirtualnym świecie także działają porywacze. Ich celem są jednak nie ludzie, a adresy internetowe. Dobry adres wart jest bowiem nawet miliony dolarów. To niezły okup…
Na świecie było kilka głośnych procesów o nieuprawnione wykorzystanie domeny. Między innymi Biały Dom domagał się oddania administracji prezydenta USA praw do adresów whitehouse.com i whitehouse.org. Bynajmniej nie było tam informacji z Waszyngtonu, ale dwa serwisy rozrywkowe.
W Polsce z kolei głośna była sprawa firmy handlującej ziołami, która zarejestrowała domenę Microsoft.pl. Software’owy gigant nie poszedł jednak na propozycję odsprzedania mu polskiego adresu i poszedł do sądu. Wygrał, a sąd cybersquattersa sąd skazał na grzywnę w wysokości 30 tys. zł.
Inną odmianą domenowego „piractwa” jest typosquatting – rejestrowanie domen z literówką w nazwę. Zamiast zastrzeżonego google.com można przecież utworzyć adres np. googl.com… Wpisując googl.com w przeglądarkę zostaniemy przeniesieni nie do największej wyszukiwarki na świecie, ale na stronę reklamującą „mydło i powidło”. Choć trzeba przyznać, że Google się postarał i wykupił zawczasu wszystkie swoje „literówkowe” domeny. Tyle jednak straszenia porywaczami domen, choć warto zastanowić się, ile warta jest dobra lokalizacji w sieci. Zwłaszcza, że niektóre adresy są prawdziwymi kopalniami złota…
Sześć liter i kropka
Brian Sharples, założyciel Home Away, wyjaśnia, dlaczego wydał 35 mln dolarów na domenę VacationRental.com.
Przez lata palmę pierwszeństwa w „wyścigu” do miana najdroższej domeny (adresu) dzierżył adres, „który się kojarzy” – sex.com. Eksperci wyceniali go na 13 mln dolarów i za tyle ta domena została sprzedana w 2010 roku.
Ile wart jest domena sex.com? Kilka lat temu wyceniano ją na 13 mln dolarów.
Czy taka kwota powinna szokować? Według Google Trends hasło „sex” (w pisowni anglojęzycznej) od 2004 roku jest wśród najczęściej poszukiwanych. W ostatnich latach jednak doszło do przetasowania na szczytach rankingu najdroższych adresów i sex.com jest obecnie na trzeciej pozycji. Drugą lokatę zajmuje natomiast PrivateJet.com, który w 2012 roku został sprzedany za 30,1 mln dolarów. Co ciekawe, pod tym adresem nie znajduje się serwis trudniący się sprzedażą lub wynajmem prywatnych odrzutowców, ale strona poświęcona luksusowemu stylowi życia i podróżom lotniczym.
3, 2, 1…
Bezapelacyjnie zwycięzcą jest VacationRental.com, pod którym działa jeden z największych w USA i Europie portali z ofertami wynajmu mieszkań na okres wakacji. Domena została kupiona w 2007 roku za 35 mln dolarów przez firmę HomeAway. Co ciekawe, do transakcji na tak wysoką kwotę doszło tylko z jednego względu – Brian Sharples, założyciel HomeAway, nie chciał, żeby ten adres dostał się w ręce konkurencji, portalu Expedia. I można zrozumieć tę motywację, bowiem HomeAway.com i VacationRental.com notują ponad 240 mln wejść na stronę rocznie. Firma Sharplesa jest natomiast wyceniana na NASDAQ na ponad 3 mld dolarów.
.pl
Polski rynek domen internetowych działa prężnie, jednak nie można powiedzieć, że obraca kwotami porównywalnymi do amerykańskich. Da się jednak odnotować kilka poważnych transakcji. W 2011 roku za 2 mln złotych operator sieci komórkowej P4 kupił od osoby prywatnej domenę play.pl. Milion złotych zapłacił z kolei serwis Aftermarket.pl (zajmujący się sprzedażą adresów internetowych) za co.pl, a około 600 tys. zł wydała sieć marketów Saturn za prawa do korzystania z adresu saturn.pl.
Jak widać, nie są to oszałamiające sumy, ale wraz z rozwojem i wzrostem wartości rynku e-commerce w Polsce będą one rosły. Obecnie w „polskim internecie” krąży kwota około 26 mld złotych (na tyle szacowana jest wartość sprzedaży w sieci i jak prognozuje Interaktywnie.com, co roku e-commerce może notować nawet 20-procentowy przyrost). A to oznacza, że dobry adres będzie nabierać wartości. Dlatego mając na względzie rozwój swojego biznesu, już teraz należy zapewnić mu miejsce w dochodowej domenie.