Lekcja życia
Jego biografia mogłaby stać się kanwą hollywoodzkiej opowieści. Fabuła? Chłopiec wychowywany przez samotną matkę w wieku trzynastu lat idzie pracować. Uczy się zawodu, doskonali umiejętności, zostaje milionerem, a jego pracę doceniają wielcy tego świata. Oto historia Piotra Klera, twórcy marki meblarskiej Kler, w reporterskim skrócie.
Gdyby nie dobre serce wujka, dzieciństwo Piotra Klera byłoby nie tylko ubogie, ale i nieszczęśliwe. Jego mama, samotnie wychowująca trzech synów, mimo dramatycznych starań nie radziła sobie z utrzymaniem tak licznej rodziny. Roczny Piotr miał trafić do domu dziecka. Wujek – Piotr Biskup – choć sam nie był zamożny, przygarnął Klerów, zastępując Jerzemu, Henrykowi i Piotrowi nieobecnego ojca. Nastoletni Piotr czuł się w obowiązku ulżyć rodzinie: w 1964 roku, mając zaledwie trzynaście lat, podjął pierwszą pracę. – Zawodu tapicera zacząłem się uczyć zaraz po skończeniu szkoły podstawowej. Pamiętam, że w sobotę było rozdanie świadectw, a w poniedziałek rozpoczynałem praktykę. Inne dzieci wyjeżdżały na wakacje. Nas nie było na to stać – wspomina milioner w jednym z wywiadów.
Dobra szkoła
Miejsce praktyki wybrał Piotrowi wujek. Jego wybór padł na słynny zakład tapicerski mistrza z przedwojennym dyplomem – Antoniego Aptyki ze śląskiego Dobrodzienia. Praca pana Antoniego była synonimem najwyższej staranności, a on sam wzorem do naśladowania dla uczniów. Jak wspomina Piotr Kler, mistrz Aptyka był człowiekiem niezwykle wymagającym, wiecznie niezadowolonym ze swoich dzieł, nieustannie poprawiającym i ulepszającym robione przez siebie meble. Pedantyczny charakter
Aptyki uformował Piotra Klera, dla którego mistrz stał się opiekunem, wychowawcą i wzorem do naśladowania. Jak głosi anegdota, pewnego razu mistrz przydzielił Piotrowi samodzielne zadanie. Chłopak chciał udowodnić, że potrafi je wykonać tak dobrze jak sam nauczyciel. Cały dzień spędził w warsztacie, obszywając mebel. Kiedy inni praktykanci poszli już do domu, on dalej pracował. Gdy w końcu w nocy Aptyka „wygnał” chłopaka z zakładu, ten choć położył się do snu, przez całą noc nie zmrużył oka. Już o szóstej rano siedział w warsztacie, kończąc zlecenie.
Do dziś zresztą Piotr Kler spędza w biurze dużo czasu. Jak deklaruje, szesnaście godzin w pracy jest dla niego normą. – Antoni Aptyka zaraził mnie doskonałością. Wpoił, że wciąż trzeba szukać lepszych rozwiązań – wyjaśnia. Lekcję życia, jaką od niego odebrał, zapamiętał na całe życie. Od ponad trzydziestu lat pomaga mu ona budować potęgę firmy.
Jakość kontra jakoś
Lata 70. przyniosły zmiany w życiu Klera. Miał za sobą dziesięcioletnią praktykę, odłożone oszczędności, 23 lata i pomysł na własny zakład meblarski. W 1974 roku zatrudnił jednego pracownika, kupił maszyny i w wynajętym lokalu na dobrodzieńskim rynku podjął próbę walki z peerelowską bylejakością. I choć, jak wspomina, z początku obawiał się, czy dość drogie, robione na zamówienie meble znajdą nabywców, szybko przekonał się, że jakość zawsze jest w cenie. – W tamtych czasach robione przez państwowe zakłady meble, zwłaszcza te tapicerowane, były tandetne i po prostu brzydkie. Postawiłem więc na solidnie wykonane atrakcyjne wzory – wyjaśnia Kler. Meble okazały się strzałem w dziesiątkę. Wieść o małym zakładzie Klera rozeszła się po kraju lotem błyskawicy. Coraz więcej ludzi zaczęło się dopytywać o możliwość zamówienia sztandarowego produktu zakładu – autorskiego kompletu złożonego z wersalki i foteli.
Na kanapach Kler, znani z zamiłowania do komfortu i jakości, państwo Putinowie oglądają kino domowe.
Niedługo później Piotr Kler postanowił zaoferować klientom więcej niż ktokolwiek inny – jako pierwszy w Polsce zaczął wytwarzać zestawy wypoczynkowe tapicerowane skórą – symbol komfortu i luksusu. Zainteresowanie było ogromne, potrzeby rynku jeszcze większe: klienci Klera, niezrażeni terminami, cierpliwie czekali na odbiór swoich mebli nawet trzy lata. Zakład nie nadążał z produkcją. Jak zapewnia Kler, nawet wówczas, w szczycie zainteresowania, nie myślał o obniżeniu standardów, żeby zwiększyć ilość sprzedawanych kanap i foteli. – Nigdy nie zszedłem z drogi jakości – twardo zapewnia. Piotr Kler, co interesujące, choć już nie buduje mebli własnymi rękami, to wciąż uczestniczy w procesie projektowania nowych wzorów. Dzięki takiemu podejściu może wziąć pełną odpowiedzialność za jakość swoich dzieł.
Marka zobowiązuje
Aż do przełomu lat 80. i 90. nic nie mogło zagrozić pozycji firmy Piotra Klera. Transformacja ustrojowa przyniosła jednak zmianę zasad prowadzenia działalności gospodarczej. Pojawiła się konkurencja. Kler, mający już wyrobioną markę, nie czuł presji. Za to postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję, by rozszerzyć i unowocześnić swoją działalność.
W roku 2015 Kler miał 35 salonów firmowych w Polsce i sieć placówek franczyzowych m.in. w Kanadzie, na Węgrzech oraz w Rosji i krajach bałtyckich.
Zatrudnił więcej ludzi, zainwestował w nowy zakład. Czuł, że to dobry krok, choć podobno jego znajomi powątpiewali w sensowność tych działań. Mieli podstawy – na przełomie dekad ceny wzrosły blisko 10-krotnie, szalejąca inflacja nie sprzyjała sprzedaży drogich skórzanych mebli. Ludzie szukali produktów tańszych, nawet za cenę jakości. Na to Kler nie mógł sobie pozwolić. Jak się szybko okazało, miał rację. – Wbrew temu, co sądzili inni, nie miałem żadnych problemów ze sprzedażą. Przed zakładem stały kolejki ludzi chętnych na moje meble! – wspomina z satysfakcją.
Kanapy bardzo medialne
Dziś meble marki Kler wciąż sprzedają się bardzo dobrze. Zakład, teraz już spółka akcyjna, zatrudnia setki osób i posiada nowoczesne fabryki, eksportujące towar na cały świat. Jednocześnie – choć wydaje się to prawie niemożliwe – wciąż ma charakter firmy rodzinnej. I zarządzają nim ludzie, których wiążą z jego twórcą więzy krwi: u boku Piotra Klera stoją jego żona Gizela, córka Sabina, syn Sebastian (odpowiada za produkcję i eksport), synowa Renata i zięć Rafał (kieruje marketingiem).
Co charakterystyczne – meble Kler firmuje swoim nazwiskiem i twarzą sam właściciel, chociaż wspierają go w tym takie postaci jak Kayah czy Jan A.P. Kaczmarek. Ale to podpis Piotra Klera ma być najlepszą gwarancją dla klientów. To jemu ufają, urządzając domy i biurowe gabinety meblami z jego firmy. Posiadaczem skórzanej kanapy Kler jest bardzo wymagający Władimir Putin. Jak mówi Piotr Kler, nie tylko on jeden. Więcej jednak nie zdradza. My możemy dodać, że gwiazdy odwiedzające tak popularne programy jak choćby „Dzień dobry TVN” także zasiadają na kanapach z zakładu w Dobrodzieniu. O światowej sile marki świadczy też ostatnie, dość kontrowersyjne odkrycie przedstawicieli firmy: meble z metką Kler są podrabiane w Chinach, i to na masową skalę. Czy coś takiego mogło się choćby przyśnić pochodzącemu z Kadłuba Wolnego i biednemu jak mysz kościelna chłopakowi? To wie chyba tylko sam Piotr Kler. Milioner nie tak dawno obchodził sześćdziesiąte urodziny. Doskonała okazja, by przypomnieć jego życiowe motto. Brzmi: „być twardym i nie odpuszczać sobie”.
Artykuł pochodzi z wiosennego wydania „Diners Club Magazine” z 2012 roku.