Natura władzy
Pieniądze leżą na ziemi? Owszem! Największe imperia zbudowano dzięki temu, co można posadzić, a potem zebrać.
Jakie jest zdanie jaskółek na temat spółek, wiemy wszyscy. Jaskółki nie mówią jednak nic o opłacalności zmów handlowych. Uprzedzając wszystko – tworzenie karteli jest nieziemsko korzystne. Jedyny koszt to ogólna panika…
Psychologia tłumu

Włókna konopne są mocne, tanie i ekologiczne. Antynarkotykowa histeria rozpętana w latach 30. XX wieku sprawiła jednak, że wyparła je celuloza drzewna.
Gustave Le Bon, wybitny psycholog społeczny i ojciec psychologii tłumu, byłby z siebie dumny, widząc, jak sprawnie życie potwierdza jego teorię społecznej paniki. Aby jednak zrozumieć pewną sterowaną medialnie histerię, trzeba cofnąć się do roku 1776.
Konstytucja USA została spisana na konopnym papierze. Jak na ironię, w tym kraju również została rozpętana kampania wymierzona w tę roślinę towarzyszącą ludzkości od zarania dziejów.
Ustanowiona wówczas konstytucja USA, dzieło donośne i ważne, spisana została na naturalnym papierze. Z mocnego, taniego i ekologicznego włókna – konopi przemysłowej. Od zarania dziejów ludzkość wykorzystywała konopie siewne do produkcji lin, odzienia oraz żagli. W czasach nowożytnych – także do produkcji papieru. Rozwój tej gałęzi przemysłu pociągnął za sobą rozwój piśmiennictwa, a przede wszystkim prasy. Popularność kolorowych gazet z kolei zbudowała imperia finansowe – m.in. Williama Randolpha Hearsta; tego samego, który został sportretowany w „Obywatelu Kane”. Jego gazety, magazyny i albumy potrzebowały papieru. Bardzo dużo papieru. Koncern DuPont, w początkach XX wieku czołowy producent celulozy z drewna, mógł go dostarczyć. Papier konopny był jednak tańszy. Rozwiązanie problemu było banalne, choć technicznie wyszukane. Prasa Hearsta rozpętała histeryczną krucjatę przeciwko marihuanie – czyli kwiatostanowi konopi – która „nieodwracalnie demoralizuje i pogrąża młodzież w wiecznym szaleństwie”. Temat podjął komisarz ds. narkotyków w USA, Harry J. Anslinger. Znajomy magnata prasowego i, nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, związany z DuPont. Konopie trafiły na czarną listą. Konkurent wypadł z rynku, a koncern działa do dziś. Zatrudnia 60 000 ludzi, a jego aktywa na całym świecie warte są około 25 miliardów dolarów.
Owoce władzy

Generał Jorge Ubico y Castañeda de facto oddał władzę w Gwatemali koncernowi United Fruit Company.
Szansa, że banany w sklepie nie są z Ameryki Środkowej, jest minimalna. To prawdziwe „zagłębie” tego owocu. Inna myśl również przywołuje obraz hiszpańskojęzycznej części kontynentu – rządy różnych pułkowników i commandantes. Pucze i przewroty pałacowe były zmorą latynoamerykańskich państw, a palce w nich maczał nieraz „światowy żandarm” – Stany Zjednoczone Ameryki.
Południowoamerykańskie rządy zmieniały się tak często, jak chciał tego koncern United Fruit Company. To on bowiem naprawdę rządził – z nadania CIA.
Powody do interwencji bywały różne, ale jeden wyjątkowo słodki – chodzi o środkowoamerykańskie banany i ananasy. Największym dostawcą tych owoców był koncern United Fruit Company; co więcej – miał na ten towar monopol dzięki wsparciu Waszyngtonu. Kontrolowane przez CIA latynoskie republiki wraz z „wymarzoną wolnością” dostały pakiet wiązany. W ramach wdzięczności wpuszczały na swój teren… United Fruit Company. Ciąg dalszy jest łatwy do przewidzenia. Dumni dyktatorzy w mundurach byli, de facto, marionetkami w rękach sprzedawców owoców – szefami bananowych republik. Trzeba też dodać, że firma nieraz sama inspirowała interwencje w wybranych państwach, w których miała plantacje – na przykład w Gwatemali. United Fruit Company w latach 70. XX wieku zaczęło jednak podupadać (podobnie jak jego reputacja). Połączono je z koncernem AMK. Dziś działa pod marką Chiquita Brands International. Nie ma dowodów, że wpływa na politykę innych krajów.
Rewolucyjne rozwiązanie

Uzbekistan jest bawełnianą potęgą. Kosztem totalnej degradacji środowiska naturalnego…
Typowe dla Południa USA z XVIII, XIX i nawet XX wieku niewolnicze plantacje bawełny zbudowały potężne imperia handlowe. Któż mógłby się przeciwstawić takim burżujom z USA? Tylko Związek Radziecki. W latach 30. XX wieku ZSRR postanowiło prześcignąć wroga i na tym polu. Środkowoazjatyckie republiki były niekończącymi się przestrzeniami.
W ZSRR nie było rzeczy niemożliwych. Zawrócić rzekę, żeby nawodnić pola bawełny na pustyni? Zrobione. Efekty w postaci katastrofy ekologicznej odczuwalne są do dziś.
Dlaczego więc nie zasiać ich bawełną, ale na radziecką skalę? Aby to się stało możliwe, zbudowano sieć melioracyjną, którą popłynęła życiodajna woda. Ludzie radzieccy dokonali niezwykłego wyczynu – odwrócili bieg rzek. Bawełna kwitła, a republiki oparły na niej swoje komunistyczne gospodarki. Setki tysięcy hektarów uzbeckiej i kazachskiej pustyni zostały przekształcone w pola. W wyniku tego kroku Uzbekistan do dziś jest największym na świecie eksporterem bawełny. Na nieszczęście dla świata jednak radziecka ekonomia nie znała pojęć takich jak koszt lub strata. Rzeki, których koryto zmieniono, zasilały od zawsze Jezioro Aralskie – czwarte największe na świecie. W 1960 roku miało, mniej więcej, powierzchnię Irlandii – około 68 tys. km2. Dziś ma ledwo 13,5 tys. km2. Nie ma rybaków – jest absurdalna pustynia; usiana wrakami statków i rybackich osad. Linia brzegowa przesunęła się o dziesiątki kilometrów, zaś odsłonięte dno pokryła toksyczna mieszanina soli i nawozów sztucznych używanych w uprawie bawełny. Podejmowane są działania mają na celu ponowne ożywienie umierającego jeziora, ale „reanimacja” zniszczonego ekosystemu zajmie wiele dekad. Lecz o tym decydenci nie myśleli – widzieli tylko zysk, który – o dziwo – jest w zasobie słów każdego, bez względu na opcję polityczną!
Złote miasto
Bez gumy nie istniałby nasz świat. Opony, uszczelki, elementy ubioru, sprzętu medycznego i wiele innych wynalazków potrzebuje kauczuku. Bez lepkiej żywicy z pnia brazylijskiego drzewa nie istniałaby w dżungli kopia… La Scali. Brazylia miała do lat 70. XIX wieku monopol na uprawę kauczukowców. Dzięki temu powstawały bajeczne fortuny. Przykładem jak wielkie były to zyski jest miasto Manaus. Żyli tam, na terenie wyrwanym dżungli, nuworysze, którzy majątek zbili na gumie. Miasto było tak bogate, że mogło pozwolić sobie na wszelkie ówczesne nowinki – kanalizację, wodociągi, latarnie uliczne. Co więcej, aby podkreślić status materialny Manaus, postanowiono wybudować w nim Teatro Amazonas – operę. Rozmach przedsięwzięcia był ogromny – powstała kopia mediolańskiej La Scali. Marmury, ceramikę i żyrandole sprowadzono z Europy. Być może ten złoty sen trwałby dłużej, gdyby nie angielski awanturnik Henry Wickham. Zadanie miał proste – zdobyć nasiona drzewa kauczukowego. Jak obiecał, tak – za sowitym wynagrodzeniem – zrobił. Anglicy natomiast rozpoczęli – udane – próby udomowienia kauczukowca w Azji. Brazylijski monopol upadł. Teatro Amazonas wciąż stoi w mieście otoczonym amazońskim lasem tropikalnym i przypomina o podstawowej zasadzie biznesu – zawsze miej rękę na pulsie.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania „Diners Club Magazine”.