W książkach i komiksach G.R.R. Martina nie ma rozgraniczenia na absolutne zło oraz dobro. Świat jest brudny, ciemny, zimny, zły i brutalny. Ale jest prawdziwy.
Gdyby wymienić wszystkie najważniejsze seriale telewizyjne ostatniej dekady, bez wątpienia na szczycie takiego zestawienia znajdzie się „Gra o tron”. Monumentalne widowisko osadzone w świecie fantasy święci triumfy na całym świecie. Serial wyprodukowany przez HBO emitowany jest w 73 krajach – od Albanii po Zimbabwe. W USA każdy odcinek oglądają cztery miliony widzów. „Gra o tron” jest najczęściej w historii „piraconą” serią (ze średnim „wynikiem” 4,2 mln nielegalnych pobrań każdego odcinka!). A niewiele brakowało, by nigdy nie powstała. Autor powieści, na podstawie której HBO stworzyło kultową serię – pisarz George Raymond Richard Martin – w latach 80. przeżywał poważny kryzys twórczy. Zniechęcony komercyjną porażką kolejnej ze swoich powieści fantasy, rzucił pisarstwo i przez siedem kolejnych lat nie podejmował prób zbudowania literackiej fabuły. Aż któregoś dnia doznał olśnienia. I stworzył tekst, który podbił świat. Pierwowzór „Gry o tron”, saga zatytułowana „Pieśń Lodu i Ognia” opowiadająca historię siedmiu rodzin szlacheckich walczących o władzę w królestwie Westeros, okazała się bestsellerem, a Martin stał się sławny. Jego pozycję przypieczętował magazyn „Time”, umieszczając nazwisko pisarza na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi świata. Z kolei „Forbes” ogłosił go jednym z najlepiej zarabiających pisarzy, i umieścił na 12. miejscu rankingu. Jego konto co roku zasila około 15 mln dolarów, a wartość jego twórczości wciąż wzrasta. Jaka jest więc recepta na sukces G.R.R. Martina? Wiara! W smoki, magię i – przede wszystkim – w siebie.
Krwista historia

George R.R. Martin ma ciekawe spojrzenie na bohaterów literackich. Większość z nich uśmierca.
Myli się jednak ten, kto lekceważąco lokuje fantasy Martina wśród bajek „o księżniczkach, latających koniach i wróżkach”. Choć akcja jego dzieł osadzona jest w fantastycznej rzeczywistości, zdecydowanie nie są one przeznaczone dla dzieci. G.R.R. Martin – przyrównywanemu do J.R.R. Tolkiena – bliżej jednak do braci Grimm niż do autora „Władcy Pierścieni” i „Hobbita”. Brud, przemoc, krew i okrucieństwo stanowią nieodłączną część Martinowych baśni, co odróżnia jego twórczość od „średniowiecznego Disneylandu” Tolkiena – jak powiedział kiedyś Martin. U G.R.R.M akcja dzieje się w najmroczniejszym z możliwych lunaparków grozy, a każda scena wprowadza nowe elementy zaskoczenia.
Co roku konto G.R.R.M zasila około 15 mln dolarów – z tytułu praw autorskich do jego dzieł.
Zresztą niechęć do wyświechtanych schematów od samego początku była znakiem rozpoznawczym Martina. Gdy miał ledwie „naście” lat, zaczął pisać opowiadania grozy, które następnie sprzedawał kolegom ze szkoły w rodzinnym mieście Bayonne w stanie New Jersey. Jedno z nich to historia królestwa zamieszkanego przez żółwie (Martin miał kilka żółwi w terrarium), które… mordowały się nawzajem w wyniku spisków. Później, już w szkole średniej, Martina zachwyciły komiksy, w których pojawiali się nowi superbohaterowie ze „stajni” Marvel Comics. Do tego stopnia fascynował się światem „superfantazji”, że zaczął tworzyć własne rozwinięcia „oficjalnych” przygód komiksowych bohaterów. Jedno z napisanych przez niego opowiadań o „Powermanie” przyniosło mu sukces – nagrodę branży komiksowej, Alley Award. Miał wówczas – w roku 1965 – zaledwie 17 lat.
Zawód: pisarz
Czy czuł, że to wstęp do wielkiej kariery? Raczej nie – był tylko zafascynowanym komiksami nastolatkiem. Ale za to bardzo utalentowanym. Nic więc dziwnego, że pięć lat później rozpoczął prawdziwą karierę pisarską. W 1970 roku G.R.R.M. zdobył (z najlepszym wynikiem na roku) licencjat z dziennikarstwa na Northwestern University w Evanston i zaczął oddawać do druku w magazynie „Galaxy” swoje opowiadania. Dość szybko też zyskał opinię świetnego powieściopisarza, co z kolei w 1973 roku przyniosło mu nominacje do nagród literackich Hugo Award oraz Nebula Award. Został również przyjęty w poczet członków gildii pisarzy science fiction – Science Fiction and Fantasy Writers of America (SFWA). Do końca lat 70. wykładał również dziennikarstwo w Dubuque w stanie Iowa.
Kryzys
Jak wspomina, nie spodziewał się, że po latach tłustych przyjdą lata chude. Nie spodziewał się tym bardziej, że stworzona przez niego w 1983 roku opowieść „The Armageddon Rag” („Rockowy Armageddon”), ukazująca losy hipisowskiego nowelisty, który zostaje wplątany w śledztwo dotyczące brutalnego morderstwa, była jedną z bardziej nowatorskich książek swoich czasów. Było w niej wszystko, co może ciekawić – muzyka rockowa lat 60., życie kapeli, tajemnica…
Dziś Martin jest twórcą z sukcesami, ale w jego karierze nie brakowało również porażek, takich jak opowieść „The Armageddon Rag”.
Niestety, z komercyjnego punktu widzenia „The Armageddon Rag” okazał się kompletną klapą. Martin bardzo osobiście przeżył to potknięcie. „To zniszczyło mnie jako pisarza” – wspomina. Postanowił zrezygnować z dotychczasowego zajęcia. Jak się jednak okazało, „porażka” miała też drugie oblicze – kuszącą twarz świata filmu. Martin zawczasu sprzedał prawa do ekranizacji „Rockowego Armageddonu”. Nie doszło do realizacji tego projektu, ale nawiązane kontakty zawiodły go do telewizji CBS. Tam został zatrudniony jako scenarzysta i konsultant wznowionej po latach serii filmów grozy i fantasy „Strefa mroku”. Zaliczył też współpracę z ABC, gdzie przez moment współpracował nad show „Max Headroom”. W końcu lat 80. powrócił do CBS, by produkować (ale też pisać scenariusz) serial „Piękna i bestia” z Ronem Perlmanem w roli głównej.
I jednak sukces
Osiem lat po „klapie” „The Armageddon Rag” G.R.R. Martin postanawia wrócić do pisarstwa. Nie ma już żalu – ma za to świetny pomysł. Od 1991 do 1996 roku intensywnie pracuje nad pierwszą częścią sagi „Pieśni Lodu i Ognia” – „Grą o Tron”.
Osiem lat po „klapie” „The Armageddon Rag”, G.R.R. Martin wydaje „Grę o Tron”. I od razu odnosi wielki sukces!
Książka okazuje się bestsellerem w USA, a Martin kontynuuje dzieło. Do 2011 roku powstają cztery kolejne części sagi. Następne dwie książki kończące serię są obecnie w przygotowaniu. Popularność „Pieśni…” skutkuje ekranizacją zrobioną przez HBO pod tytułem… „Gra o tron”. Martin zostaje producentem wykonawczym i współscenarzystą. Pierwszy sezon trafia do emisji w 2011 roku. Otrzymuje aż 13 nominacji do nagrody Emmy, zdobywa dwie. Drugi sezon z 2012 roku (oparty na książce „Starcie królów”) ma 12 nominacji i sześć statuetek, a sezon trzeci (połowa „Nawałnicy mieczy”) – aż 16 nominacji do Emmy. Sezon czwarty (kontynuacja trzeciego) już jest kręcony – premiera w 2014 roku.
Miliony fanów
Martin nie może więc narzekać na brak popularności. Nie może również mówić, że źle zarabia. Według „Forbesa” każdego roku na konto pisarza wpływa około 15 mln dolarów z tytułu pracy nad serialem „Gra o tron” oraz tantiem za książki. Z kolei portal Celebrity Net Worth, który „wycenia” wartość gwiazd popkultury, Martina „oszacował” na blisko 30 mln dolarów; tyle warta jest jego twarz oraz dorobek.
Martinowi daleko do celebryty – wciąż mieszka w skromnym domu i jeździ wysłużoną Mazdą RX-7.
Co jednak ciekawe, G.R.R. Martin nie popadł w skrajność i daleko mu do celebryty. Wciąż jeździ wysłużoną Mazdą RX-7 i mieszka w skromnym domu w Nowym Meksyku. Wraz z poślubioną w 2011 roku Parris McBride łożą na opiekę nad wilkami, których egzystencja w USA jest zagrożona. Nie ma konta na Facebooku i nie korzysta z Twittera. Zbiera figurki średniowiecznych rycerzy, czyta i pisze. Po prostu żyje i jest świetnym pisarzem. A jak wiadomo, to życie dostarcza najlepszych tematów. A już na pewno tych najprawdziwszych.

„Gra o Tron” – serial HBO nakręcony na podstawie prozy Martina jest jednym z najpopularniejszych seriali tej stacji. O skali popularności może świadczyć fakt, że każdy odcinek był… „piracony” przez rekordową liczbę internautów. Średnio kolejne epizody sagi Martina pobiera od 2 do 2,5 mln osób. To osobliwy, ale jednak rekord. W dobie cyfrowej dystrybucji treści można to odczytywać jako sukces serialu opartego na twórczości Martina.