Sygnatura sukcesu
Ścieżka kariery jest długa i wyboista. W wypadku Louisa Vuittona, twórcy marki sygnowanej własnym nazwiskiem, liczyła ona… 470 kilometrów. Zaczęła się w 1835 roku w górskiej wiosce Anchay i prowadziła wprost do Paryża.
Przewrotnym komplementem dla marki Louis Vuitton niech będzie fakt, iż najczęściej na świecie pada łupem „piratów”. Szacuje się, że 99 procent wszystkich stworzonych przez nią wzorów torebek lub okularów zostało podrobionych. Ktoś zapyta, gdzie tu pochwała? Tymczasem przytoczony fakt świadczy o tym, jak ludzie pożądają marki absolutnie premium. Łakną dawanej przez nią obietnicy luksusu. W przeciwieństwie jednak do innych cenionych marek Louis Vuitton ma za sobą długą historię, której początku należy upatrywać w uporze nastoletniego Louisa Vuittona.
Marzenia się spełniają
Urodzony w 1821 roku w wiosce Anchay w departamencie Jury, górzystej krainie wschodniej Francji, nie miał przed sobą spektakularnej przyszłości. Jego ojciec Xavier był rolnikiem, matka zaś wiejską modystką. Gdy Louis miał 10 lat, zmarła. Macocha natomiast okazała się złą kobietą. Jej przybrany syn, mając dość szyderstw i dręczenia, odszedł z domu – w wieku zaledwie 14 lat. Za sobą zostawił prowincjonalne życie. Za cel obrał Paryż – stolicę podniecających możliwości. Liczącą 470 kilometrów drogę przeszedł pieszo i – jak głosi legenda – na bosaka. Jakby tego było mało, trzeba dodać, że marsz do stolicy zajął mu aż dwa lata! Tam, z pomocą monsieur Marechala – producenta pudełek i opakowań – odnalazł właściwą drogę w życiu. Pod okiem mistrza Louis uczył się ozdobnie pakować zakupy bogatych klientów oraz przygotowywać specjalne kuferki na drobiazgi – biżuterię, liściki, przybory pisarskie. W XIX wieku była to wielka umiejętność i prawdziwie artystyczny zawód. Jak pokazuje historia, Louis miał duszę artysty, bowiem fama o młodym, uzdolnionym pakowaczu z pracowni monsieur Marechala niosła się po Paryżu. Lepszej reklamy Vuitton nie mógł mieć – wiadomość o nim dotarła w 1852 roku do uszu cesarzowej Eugenii, żony Napoleona III. W 1854 roku Vuitton opuścił zakład monsieur Marechala i otworzył własny. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko rodziny, ale i to marzenie się spełniło. Tego samego roku ożenił się z Emilie Clemence Pariaux, z którą miał syna George’a. A to nie był koniec szczęśliwych wydarzeń w życiu Louisa…
Uznanie korony
Cesarzowa, zachwycona wyczuciem estetyki Vuittona, ogłosiła go – jakżeby inaczej, w 1854 roku – swoim osobistym pakowaczem, wystawiając mu tym samym najlepsze możliwe referencje zawodowe. Tak dobre, że zapewniły mu klientów do końca długiego, 70-letniego życia. Wśród nich był – osobiście składający zamówienia – kedyw Egiptu (wicekról – przyp. red.), Isma’il Pasza.
Wśród klientów Louisa Vuitton był – osobiście składający zamówienia – kedyw Egiptu Isma’il Pasza.
Louis Vuitton, aby sprostać liczbie znamienitych klientów oraz ich potrzebom, musiał otworzyć drugi warsztat – w podparyskiej wiosce Asnieres. Wymyślane przez niego wzory były atrakcyjne do tego stopnia, że w złym guście było nie mieć na przykład kufra, „rocznik” 1872, obitego tkaniną w beżowo-czerwone pasy. Ponadto były… płaskie. Większość kufrów podróżnych miało wygięte ku górze wieko. Kufry Vuittona łatwiej układało się w powozie i mieściło się ich więcej.
Sztuka zarabiania
Gdy Vuitton umarł w 1892 roku, pozostawił po sobie nie tylko majątek, ale też niezwykle silną markę. Firmę przejął jego syn George, który okazał się utalentowanym specem od marketingu. Pierwsza rzecz, jaką postanowił zrobić, to zaprojektować logo firmy. I to właśnie on jest autorem słynnego monogramu – splecionych liter L i V. George potrafił też bezbłędnie wytypować miejsca, w których warto reklamować firmę tak, by dało to jak najlepsze efekty. W roku 1893 produkty Louis Vuitton pojawiły się na Wystawie Światowej w Chicago. I naturalnie zachwyciły zwiedzających ją Amerykanów. Produkty z logo LV rozpoczęły podbój Nowego Świata. Kolejnym pomysłem na zdobycie klientów było rozszerzenie oferty. I tak na przykład w 1901 roku Louis Vuitton stworzył „Steamer Bag” – kuferek do przechowywania rzeczy w większym kufrze podróżnym. A od tego zaledwie krok do produkcji damskich torebek…

Jeden z najlepiej rozpoznawalnych wzorów i zarazem – jeden z najczęściej podrabianych. Taka jest cena sukcesu… / Foto: andersphoto / Shutterstock.com
Dwanaście lat później George Vuitton zdecydował, by otworzyć pierwszy salon firmowy marki. Naturalnie na Polach Elizejskich. Do dziś zresztą butiki Louis Vuitton są zlokalizowane w wybranych miastach. I mają wyłącznie najlepsze adresy. Także Warszawa szczyci się sklepem z charakterystycznym logo nad wejściem. Salon mieści się w ekskluzywnym domu towarowym vitkAc, gdzie już wcześniej znalazły swoje miejsce takie marki jak Gucci czy Bottega Veneta. Spadkobiercy Louisa Vuittona nie mniej starannie dobierają także partnerów biznesowych. Od 1977 roku najważniejszymi są Moët et Chandon oraz Hennessy. Podobnie rzecz się ma z wybieraniem twarzy marki: od lat 90. na tej liście znaleźli się już m.in. Michaił Gorbaczow, Sean Connery, Keith Richards, Madonna, Catherine Deneuve, Bono, Kanye West. Królową zastąpili królowie popkultury. Ale ich rola jest dokładnie taka sama: przekonać, że Louis Vuitton jest czymś wiecej niż konfekcją. Louis Vuitton to nie tylko ponadczasowy szyk – przedmioty z logo LV nie wychodzą z mody. To także prestiż, deklaracja przynależności do grupy wybranych, siegających po luksus w najlepszym guście. Torebka od Vuittona nie służy do przechowywania przedmiotów, ona sama jest mrocznym przedmiotem pożądania. I cóż z tego, że upragniony monogram jest tylko dalekowschodnią kalkomanią na sztucznej skórze. Świat dóbr luksusowych pełen jest paradoksów.