Jeśli ktoś uważa, że komiksy to tylko infantylne historyjki, jest w dużym błędzie. Ilustrowane opowieści są dzisiaj warte o wiele więcej niż tylko chwilę uwagi ich czytelnika. Chodzi o kwoty rzędu milionów dolarów.
Za co gotowi jesteśmy płacić krocie? Odpowiedź jest prosta: za to, czego jest naprawdę niewiele. I tak na przykład od starożytności do dziś wydobyto zaledwie 166 tys. ton złota – cały zgromadzony przez ludzkość kruszec zmieści się w sześcianie o boku 20 metrów. Nikogo więc nie dziwi, że złoto od tysiącleci cieszy się opinią solidnej inwestycji. Natomiast może już zdziwić, że o wiele więcej niż na złocie można zarobić, inwestując… w papier. I nie chodzi tu o obligacje ani akcje, a o coś tak – wydawałoby się – niepoważnego jak komiksy. A konkretnie ich unikatowe wydania. Wartość sentymentalna przemnożona przez niewielką liczbę zachowanych egzemplarzy (nieraz są to pojedyncze sztuki) sprawia, że komiksy są wyjątkowo korzystnymi aktywami inwestycyjnymi. Uprzedzamy jednak wszystkich, którzy postanowili w tym momencie pobiec do piwnicy, by szukać starych egzemplarzy „Kapitana Żbika”: wartość kolekcjonerską i inwestycyjną mają prawie wyłącznie klasyczne produkcje amerykańskie spod znaku takich wydawnictw jak Marvel czy DC Comics. Polskie komiksy, nawet świetnie zachowane, nie są zbyt cenne, bowiem w latach PRL drukowano je w gigantycznych nakładach. W każdym domu można znaleźć jakiś egzemplarz „Podziemnego frontu” lub „Tytusa. Romka i A’Tomka”. Choć nawet w tym wypadku wartość nie jest wcale tak mała, bo wynosi około 100 zł za zeszyt – oczywiście, pierwszego wydania. Kiedy jednak mowa o pracach autorów zza oceanu, kwoty zaczynają szybować. Na przykład komiksy legendarnego Stana Lee (twórcy m.in. Spider-Mana) warte są setki tysięcy razy więcej. I ta wartość tylko rośnie…
Akcja za miliony
Przykładem niech będzie najdroższy komiks świata – „Action Comics” wydawnictwa DC Comics. Pierwszy zeszyt z tej serii, wydany w 1938 roku, pierwotnie kosztował zaledwie 10 centów. Do dziś zachowało się mniej niż sto egzemplarzy komiksu, który przedstawił światu Supermana, co czyni z niego „świętego Graala” dla kolekcjonerów.
Pierwszy komiks o Supermanie został sprzedany za ponad 2 mln dolarów. W 1938 roku kosztował 10… centów.
A Graal musi mieć swoją wartość – w tym przypadku równą 2 161 000 dolarów. Oznacza to, że od 1938 roku kwota, którą trzeba zapłacić za ten komiks, wzrosła 21 610 000 razy! Inne zachowane egzemplarze pierwszego zeszytu „Action Comics” są nieco tańsze, choć jest to pojęcie względne, zważywszy na to, że ich cena waha się od 300 000 do 1 500 000 dolarów. Inne perełki kolekcjonerskie są równie wartościowe. Zeszyt numer 15 z serii „Amazing Fantasy”, pierwszy komiks ze Spider-Manem, wydany przez Marvel w 1962 roku, został sprzedany w 2011 roku za, bagatela, 1 100 000 dolarów, a 27 zeszyt „Detective Comics” (wydawnictwo o tej samej nazwie) z 1939 roku, na które-go kartach po raz pierwszy ukazał się Mroczny Rycerz – Batman, znalazł nabywcę za niewiele mniejszą kwotę – 1 075 500 dolarów.
Bohaterowie i celebryci

Ten oryginalny pojazd Batmana z filmu z 1966 roku został sprzedany na aukcji kolekcjonerskiej za 4 mln dolarów.
Ciekawostką jest, że w komiksy o ulubionych superbohaterach najchętniej inwestują… superbohaterowie – czyli celebryci. Wielkim fanem obrazkowych opowieści jest Nicolas Cage. Jego syn otrzymał nawet imię Kal-El – „na pamiątkę” prawdziwego imienia Supermana, z czasów, gdy żył jeszcze na planecie Krypton. Zresztą to Cage’a podejrzewa się o kupno pierwszego zeszytu „Action Comics”. Są to tylko spekulacje, bowiem nabywca pozostaje anonimowy, ale w każdej plotce podobno jest ziarno prawdy. Również Samuel L. Jackson oraz Megan Fox nie kryją fascynacji komiksami. Jackson jest fanem „Sin City” i „100 naboi”, zaś Fox „Fantoma” i „Danger Girl”. Robert Downey Jr. natomiast zaczytuje się „Iron Manem”.Nie przystoi, żeby dorośli ludzie z wypiekami na twarzy czytali komiksy i płacili za nie fortunę? A dlaczego nie? Wszak dobry komiks jest przecież sztuką, o czym niech świadczy przykład Roya Lichtensteina, jednego z czołowych twórców popartu, który przeszedł do historii, malując portrety Myszki Miki.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania „Diners Club Magazine”.