Menu inwestora
Skąd wzięło się powiedzenie „zapłacić jak za zboże”? Otóż najpewniej wymyślili je ci, którzy święcie wierzą, że czego jak czego, ale żywności będziemy potrzebować zawsze. I to właśnie jest prawdziwa żyła złota.
Szukając odpowiedzi na pytanie, w co inwestować, by mieć pewny zysk, wystarczy pomyśleć, bez czego ludzie nie mogą żyć. Oczywiście – bez jedzenia. A ponieważ jest nas już na Ziemi siedem miliardów, lokowanie kapitału w produktach żywnościowych, którymi obracają wielkie giełdy towarowe od Tokio przez Londyn po Nowy Jork, wydaje się całkiem trafionym pomysłem.
Sezon na profity
Inwestować można w zboże, ziemniaki, cukier, wołowinę, soję, ryż. Jest też mnóstwo bardziej oryginalnych produktów. Nim jednak popadniemy w euforię, powinniśmy sobie uświadomić, że mimo potencjalnie wysokich zysków to chwiejny rynek, zależny od spekulacji producentów i kapryśnej aury. Na spekulacje nie ma mądrych. Ale już pogodę w większości wypadków da się z bezpiecznym wyprzedzeniem przewidzieć. Możemy z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że na przykład plantatorzy pomarańczy z Florydy sporo czasu ostatnio spędzili, śledząc serwisy pogodowe z tego słonecznego (na ogół) stanu.
Świeżo wyciskany zysk
Amerykanie nie potrafią wyobrazić sobie dnia bez soku pomarańczowego. Wypijają go rocznie około 40 litrów na głowę statystycznego obywatela. To rynek wart miliardy dolarów i od lat systematycznie się poszerza. Inwestycje w sok pomarańczowy okazały się na tyle atrakcyjnym tematem, że posłużyły nawet za kanwę hollywoodzkiego scenariusza.
W przebojowej komedii „Nieoczekiwana zmiana miejsc” Billy (Eddie Murphy) i Louis (Dan Aykroyd) knują intrygę przeciw cynicznym bogaczom, wiekowym braciom Duke. Cała rzecz sprowadza się do tego, czy ceny soku pomarańczowego na giełdzie towarowej w Chicago spadną, czy może jednak wzrosną. Louis i Billy wcześniej niż inni znają raport podsumowujący zbiory.
Wiedza to pieniądze. W 2012 roku majątek zbili ci, którzy wiedzieli, że importowany z Brazylii sok pomarańczowy skażony jest fungicydem.
Wiedza ta pozwala im nie tylko zarobić miliony, ale i zrujnować nieuczciwych staruszków…
Tyle scenarzyści. A życie? W ciągu pierwszych dni 2012 roku cena soku pomarańczowego wzrosła na światowych giełdach aż o 25 procent. Jednym z powodów były niskie temperatury, który zniszczyły część amerykańskich upraw. Drugim, znacznie ważniejszym, okazało się wykrycie środka grzybobójczego w brazylijskim soku. Wieść o tym rozniosła się w inwestorskim światku lotem błyskawicy. Brazylijski zapas usunięto z półek sklepowych w USA, a jego braki uzupełniono produktem „made in USA”. Kto zawczasu wiedział, ten zarobił miliony. Kto nie wiedział, a inwestował, raczej nie tańczył samby w tegorocznym karnawale… Na szczęście straty spowodowane preparatem grzybobójczym można powetować sobie… grzybami. Ale nie byle jakimi…
Grzyby w inwestycyjnym barszczu
Wyjątkowo aromatyczne i trudno dostępne trufle od wieków stanowią przysmak najbogatszych. Od zawsze są piekielnie drogie, ale to nie dziwi, bo znalezienie grzybów ukrytych pod korzeniami dębów graniczy z cudem. A gdy już się je kupi na truflowej giełdzie (www.tuber.it), można je bezpiecznie przetrzymać, czekając na wzrost cen. Zyski są kuszące. W grudniu 2010 roku pewien właściciel sieci kasyn zapłacił aż 330 tysięcy dolarów za… dwa grzyby tego gatunku.
Były to co prawda olbrzymy (900 i 400 gramów!), ale i na mniejszych da się przyzwoicie zarobić. Za 100 gramów piemonckich białych trufli o wadze 20–25 gramów każda, giełda płaciła w listopadzie około 410 euro. I była to cena dwukrotnie wyższa niż rok wcześniej. Na wzrost cen złożyły się zarówno susze w Toskanii, jak i… kryzys ekonomiczny, który wywindował ceny towarów luksusowych pod niebiosa. Kilogram białych trufli jeszcze w 2010 roku kosztował około 15 tysięcy złotych. Rok później już ponad 27 tysięcy zł. Te szlachetne grzyby to inwestycyjna waga ciężka. O wiele łatwiej zyskać, lokując kapitał w inny przysmak, bez którego miliardy ludzi nie wyobrażają sobie poranka.
Mała czarna wcale nie mała…
Chodzi oczywiście o kawę. Statystyczny Polak kupuje jej rocznie około trzech kilogramów. Niewiele w porównaniu z 15 kilogramami przypadającymi na głowę Fina czy Szweda. Jak wielki to rynek, niech świadczy fakt, że dzisiaj ręcznymi zbiorami i przetworem ponad 5 mln ton ziaren rocznie zajmuje się 25 mln producentów na całym świecie, głównie w Brazylii, Wietnamie, Kolumbii i Indonezji.
Ceny kawy są kapryśne i zależne od pogody, ale w długiej perspektywie czasowej inwestycja w te czarne ziarna jest opłacalna.
Ostatnio anomalie pogodowe w Kolumbii, trzeciej światowej potędze w produkcji czarnych ziaren, spowodowały spadek zbiorów i wzrost jej cen. Jednak są one i tak niższe niż w tym samym okresie 2011 roku. Przy czym, w perspektywie trzyletniej, cena funta kawy (454 gramów) wzrosła od 2009 roku o ponad 200 procent – z nieco ponad dolara do prawie 2,5 dolara. I zapewne ten trend się utrzyma. Kawa to zatem inwestycja o charakterze długoterminowym. Gwałtowne ruchy i wyprzedaż zapasów przy byle drgnięciu na rynku nie są wskazane, tym bardziej że na takie zachowania liczą spekulanci. Światowa konsumpcja kawy nieustannie rośnie, głównie w Chinach, które mają ogromny apetyt na nowoczesny styl życia, a kawa jest jedną z jego składowych. Prozachodnie dążenia (przynajmniej w kwestii stylu życia) mieszkańców Kraju Środka to gwarancja stabilnej i wysokiej stopy zwrotu inwestycji w kawę.
Artykuł pochodzi z wiosennego wydania „Diners Club Magazine” z 2012 roku.
Wszystko jest inwestycją
Jako ciekawostkę można dodać, że na obu najważniejszych giełdach spożywczych – nowojorskiej Intercontinental Exchange (ICE) oraz londyńskiej Euronext.LIFFE – inwestuje się także w kakao, pieprz, ziarna sezamu, wiórki kokosowe oraz orzechy. Komu nie brak odwagi i wyobraźni, niech śmiało loguje się na stronach tych giełd… Smacznych zysków!