Jest cierpliwy, spokojny i zachowawczy. Takie też są jego strategie inwestycyjne. I choć to podejście do gry giełdowej nie jest zbyt popularne, jemu właśnie – a nie „jastrzębiom” z Wall Street – udało się zbić kapitał wyceniany na ponad 45 miliardów dolarów. Warren Buffett, bo to o nim mowa, ma niezwykłą zdolność pomnażania pieniędzy.
Urodzony w 1930 roku Warren Buffett od najwcześniejszej młodości czuł, że będzie bogaty, choć urodził się w dość przeciętnym domu. Jego ojciec, Howard Buffett (w latach 40. i 50. piastujący urząd kongresmena z ramienia Partii Republikańskiej), w latach 30. pracował jako makler. Jednak po czarnym czwartku 1929 roku, gdy załamała się giełda, nie było to – co nie dziwi – zbyt intratne zajęcie. Musiało minąć kilka lat, nim rodzina Buffettów zaczęła domykać miesięczny budżet. Z kolei matka Leila zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem Warrena oraz jego dwóch sióstr. Buffettowie nie wyróżniali się niczym szczególnym spośród setek tysięcy im podobnych mieszkańców rolniczej Nebraski. Ot, spokojna, bogobojna rodzina, taka jak wszystkie w tym stanie kukurydzą i zbożem słynącym. Jednak nad tę przeciętność wybijał się mały Warren, który – jak wspominają jego bliscy – miał niezwykłą smykałkę do matematyki. Podobno był w stanie bezbłędnie sumować w pamięci całe kolumny cyfr. Ciągle coś podliczał, obliczał, dodawał. Ta zdolność łączenia ze sobą liczb, analityczny, ostry umysł oraz pomysłowość legły u fundamentów jego pierwszego biznesu, który zrobił, mając… sześć lat.
Coca-cola
Pierwsze zarobione przez Warrena pieniądze nie oszałamiają. Co więcej, to śmiesznie mała kwota. Jednak sposób, w jaki je zdobył, świadczy, że już jako dziecko doskonale rozumiał ideę giełdy – kupić tanio, drożej sprzedać.
Sześcioletni Warren Buffett podzielił sześciopak Coli na pojedyncze butelki i sprzedawał je po 5 centów każda. Na czysto zarobił dzięki temu zabiegowi 5 centów. Pierwsze pieniądze w jego życiu.
Co takiego wówczas nabył i odsprzedał? Colę. A dokładnie sześciopak tego napoju, kupiony w sklepie dziadka za ćwierć dolara. Warren podzielił opakowanie zbiorcze na pojedyncze butelki i sprzedawał je po 5 centów każda. Na tej transakcji zarobił „na czysto” tylko 5 centów, ale pamiętajmy, że w 1936 roku sześcioletni Buffett ledwo umiał pisać… Warren zasmakował w zarabianiu pieniędzy i przez następne lata zajmował się podobnymi biznesami – sprzedawał gumy do żucia, magazyny i właśnie colę. Z tym że była to zaledwie wprawka do tego, co go zauroczyło, gdy był z rodzicami na wycieczce w Nowym Jorku – giełdy. 11-letni Warren nabył dla siebie i starszej siostry Doris trzy akcje przedsiębiorstwa świadczącego usługi komunalne. Zapłacił za nie po 38 dolarów za sztukę. Niestety, prawie zaraz po zakupie ich cena spadła do 27 dolarów. Jednak Warren nie przestraszył się i nie pozbył się udziałów. Po stanowił czekać, aż ich wartość wzrośnie. I tak się też stało, w krótkim czasie cena skoczyła do 40 dolarów, a Warren odsprzedał je z zyskiem. Ale niestety pośpieszył się, bowiem akcje tej spółki poszybowały ostatecznie do 200 dolarów za sztukę! Gdyby tylko zaczekał, zarobiłby więcej. Lekcja, którą wyniósł z tego doświadczenia, pozwoliła mu sformułować jedno z „praw Buffetta”: cierpliwość jest cnotą. Niby to banał, ale jakże prawdziwy…
Gazeciarz
W 1942 roku Buffettowie przenieśli się do Waszyngtonu. Howard miał zostać po raz pierwszy kongresmenem. Inna rzecz, że mu się to w pierwszym podejściu nie udało, ale nie uprzedzajmy faktów. 12-letni Warren nie zamierzał jednak z tego powodu porzucać marzeń o dużych pieniądzach.
Jako nastolatek roznosił gazety. Pracował na tyle ciężko, że zarobił w miesiąc 175 dolarów – wielkie pieniądze, jak na lata 40. XX wieku.
Wręcz przeciwnie, przeprowadzkę potraktował jako szansę na rozkręcenie biznesu w nowych warunkach. Roznosił gazety i robił to tak dobrze, że w ciągu miesiąca zarabiał ok. 175 dolarów. Gdy uzbierał pewien kapitał, w wieku 14 lat kupił 40-akrową działkę w rodzinnej Nebrasce. Teren wydzierżawił lokalnemu farmerowi. W tym samym czasie szukał nowych okazji do zarobku – sprzedawał piłki golfowe, znaczki, a nawet samochody. Doskonale rozumiał też meandry fiskalne. W 1944 roku otrzymał od urzędu skarbowego pierwszy zwrot podatku. Wiedział, że może wliczyć zakup roweru do rozwożenia gazet w koszty działalności. Pod koniec liceum wraz z kolegą nabył automat do gier. Maszyna została wstawiona do lokalnego salonu fryzjerskiego. To był strzał w dziesiątkę. Automat nie tylko zarabiał na siebie, ale również dawał zysk. Kupili więcej maszyn i dwa lata później kapitał Buffetta był wart 5 tysięcy dolarów (odpowiednik 42 tys. w roku 2000).
Za młody…
Po liceum młody Buffett poszedł do college’u w Wharton School na Uniwersytecie Pensylwanii. Co zabawne, nie miał tego w planach. Uważał, że matura w zupełności mu wystarczy. Jednak pod naciskiem ojca postanowił dalej się kształcić. Po dwóch latach przeniósł się na Uniwersytet Lincolna w Nebrasce, gdzie w wieku 19 lat – jednocześnie pracując – uzyskał licencjat z ekonomii. Studia magisterskie miał zamiar ukończyć na Harvard Business School. Wybór doskonały, jednak cały plan wziął w łeb, gdy jego podanie o przyjęcie zostało odrzucone, gdyż był „zbyt młody”. Ta decyzja uchodzi za jedną z najgorszych w historii uczelni.
Columbia wita
Urażony Buffett dowiedział się, że w nowojorskiej Columbia Business School (CBS) wykłada dwóch wybitnych ekonomistów zajmujących się analizą ryzyka inwestycyjnego – Benjamin Graham oraz David Dodd. A ponieważ cenił ich metody analityczne, chciał się u nich kształcić. Na szczęście był w odpowiednim już wieku… Jak wspomina Buffett, wybór tej akurat uczelni zaważył na całym jego życiu. Z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że od Grahama przejął wypracowaną przez niego zasadę niezależnej od notowań giełdowych wyceny wartości spółki, a po drugie dlatego, że znalazł posadę w firmie inwestycyjnej tego wykładowcy. Uczył się i zdobywał doświadczenie. Wkrótce przerósł swojego mentora. Niech o „nadludzkiej” umiejętności pomnażania pieniędzy przez Buffetta (i nauczania tej sztuki) świadczy historia aukcji charytatywnej, na której można było kupić kolację z Buffettem. Zwycięzca zapłacił 620 tys. dolarów. Chciał spotkać się z miliarderem tylko po to, by… podziękować mu za udzieloną kilka lat wcześniej poradę inwestycyjną. Bardzo trafną.
Nic na kredyt…
Benjamin Graham nauczył Buffetta m.in. bardzo ważnej zasady – nic na kredyt. Miliarder nie korzysta z tej formy finansowania zbyt często, a na pewno nie wtedy, gdy nie ma pewności co do możliwych do osiągnięcia zysków. Z tego względu jego fundusz inwestycyjny – Berkshire Hathaway Inc., będący niegdyś upadającą firmą włókienniczą – należy do najlepiej prosperujących na świecie. Jest wart ponad 74 mld dolarów i poza usługami finansowymi sprzedaje również ubezpieczenia. Za jego pomocą Buffett kontroluje takie koncerny jak m.in. American Express (12,1 proc. akcji), Coca-Cola (8,3 proc. akcji), The Washington Post (18,1 proc. akcji) i Gillette.
Od serca
Buffett, co zostało wspomniane, jest niewyobrażalnie zamożnym człowiekiem. Jest jednak, co rzadko się zdarza wśród multimiliarderów, najhojniejszym filantropem. Stworzona przez niego fundacja The Buffett Foundation wspiera szczytne cele.
Warren Buffett i Bill Gates są bliskimi przyjaciółmi. Obaj panowie często się spotykają i grają w brydża. Są zresztą pomysłodawcami turnieju Buffett Cup.
Podobnie jak prowadzone przez dzieci Buffetta inicjatywy dobroczynne. Miliarder wspiera również (a raczej zamierza wesprzeć po… śmierci) fundację Billa i Melindy Gatesów. Jakimi kwotami? „Zaledwie” 37 mld dolarów… Skoro o twórcy Microsoftu mowa, nie sposób nie wspomnieć, że jest on bliskim przyjacielem Buffetta. Obaj panowie często się spotykają i namiętnie grają w brydża. Są zresztą pomysłodawcami turnieju brydżowego Buffett Cup, w którym biorą udział (w składzie drużyny Europy) nasi rodacy. Co ciekawe, Buffett i Gates są do „złapania” w internecie, na forach brydżowych, pod pseudonimami T-Bone i Challengr.
I ze skromnością
Jak wygląda prywatne życie człowieka, który ma do dyspozycji 45 mld dolarów? Czy wyleguje się na pokładzie jednego ze swoich ogromnych jachtów lub nad basenem wypełnionym wodą Perrier? Nic z tego. Buffett od lat mieszka w skromnym domu w Omaha, kupionym ponad pół wieku temu za 31 tys. dolarów. Prywatny samolot kupił dopiero w późnych latach 80. (i to z wielkimi oporami; wcześniej korzystał z komunikacji miejskiej). Ma zwykłe upodobania, takie jak większość Amerykanów – jada steki i pije swoją ulubioną colę cherry. Jest najzwyklejszym z najbogatszych ludzi świata. No, może z wyjątkiem jednego hobby – lubi pograć sobie na ukulele, małej czterostrunowej gitarze. Niesamowite, prawda?