Gdzie prawdziwy „foodie” bywać powinien?
Wzrost zainteresowania turystyką kulinarną to fakt. Coraz więcej osób deklaruje, że swój wypoczynek wiąże z degustowaniem miejscowych specjałów i już na wstępie odrzuca lokalizacje, nie będące w kręgu ich zainteresowań kulinarnych.
Wraz ze wzrostem świadomości konsumentów, duże ośrodki turystyczne starają się dostosować do potrzeb rynku. Większość „gwiazdkowych” restauracji opiera się na produktach lokalnych, uprawianych w warunkach ekologicznych i często zapomnianych. Światowej klasy świątynie smaku, Noma, D.O.M. czy Gaggan, to najlepsze przykłady, że takie podejście opłaca się; one przyciągają ludzi swoją kuchnią, a nie pogonią za kolejnymi modami. W dobie globalizacji i dostępności wszelkich produktów, warto sięgnąć po to, co czyni kuchnię regionalną wyjątkową – zapomniane składniki i sposoby ich przyrządzania oraz klimat i emocje związane z danym miejscem. W centrum zainteresowań tzw. gastroturystyki są oczywiście duże aglomeracje miejskie, jednak głównie te, które nie zatraciły swoich korzeni.
Malezyjski tygiel – Kuala Lumpur
Jak większość miast azjatyckich, smaki Kuala Lumpur należy odkrywać na ulicy i w małych, wiecznie zatłoczonych barach. Niech nie zrazi was mało zachęcający wygląd, czy niechlujne otoczenie tych ulicznych jadłodajni. Podstawą streetfoodu jest wolny rynek i zaufanie do kucharza. Jeśli jakiś stragan zostałby powiązany z zatruciami, niechybnie zniknąłby tak szybko jak się pojawił.
Dlatego będąc w stolicy Malezji najlepiej jeść to, czym raczą się tubylcy. Na początek proponujemy nasi lemak. To danie, które składa się z gotowanego na mleku kokosowym ryżu, z dodatkiem liści limonki, trawy cytrynowej i imbiru. Podawany jest zazwyczaj na liściu ze smażonym jajkiem, mięsem i ostrą pastą sambal.
Według globalnego badania portalu Booking.com, aż 75% turystów deklaruje, że w czasie podróży poszukuje nieznanych smaków i aromatów lokalnej kuchni.
W kolebce naszej kultury – Ateny
Jak większość mieszkańców basenu Morza Śródziemnego, Grecy kochają celebrować jedzenie. Przy stole spotykają się w celach tak kulinarnych, jak i towarzyskich.
Przystawki mezes są świetnym wprowadzeniem do smaków Grecji, dlatego odwiedzając Ateny powinniśmy koniecznie ich spróbować; najlepiej w towarzystwie miejscowego wina, owczych i kozich serów (m.in. halloumi) oraz oczywiście ostrej w smaku oliwy i oliwek.
A jeśli jesteśmy naprawdę głodni, skosztujmy kokoretsi. To tradycyjne danie – podroby jagnięce doprawione oregano, zawinięte w jagnięce flaki. Nie brzmi zachęcająco? Nie szkodzi – smakuje lepiej niż niejeden wykwintny posiłek.
Nowoczesność i tradycja – Tokio
Pierwsze wzmianki o osadzie leżącej na dzisiejszych terenach Tokio (więcej o mieście i Japonii w archiwalnym artykule), dotyczą wioski rybackiej Edo. Jeśli zapytamy pierwszą spotkaną na ulicy osobę, z jakim jedzeniem kojarzy jej się Japonia, odpowiedź może być tylko jedna – sushi.
Jednak kuchnia tego pięknego kraju, jest o wiele bardziej zróżnicowana, między innymi przez mieszające się w nim kultury. Idealnym przykładem takich roszad kulinarnych jest ramen, który przywędrował do Japonii z Chin.
Zupa ze specjalnym makaronem podawanym w bulionie z mięsa, ryby, pasty miso lub grzybów i warzyw, serwowana jest z dodatkiem jajka, dymki i wodorostów. Ile kuchni, tyle rodzajów ramenu. Spróbujcie wszystkich – warto!
Miasto z misją – São Paulo
Największe i najbardziej różnorodne miasto Brazylii. Mnogość nacji, kultur i języków, z jakimi można się tam spotkać, potrafi przyprawić o zawrót głowy. Ciężko mówić tu o tradycyjnych potrawach. Najbliższa tradycji tych terenów będzie feijoada – potrawa składająca się z gulaszu z czarnej fasoli podawanego z ryżem, farofą (prażoną mąką z manioku), wieprzowiną lub z suszoną wołowiną, udekorowana plastrami pomarańczy.
Na przełamanie smaku, na pewno warto spróbować ceviche – kawałków rybiego, surowego mięsa zamarynowanego w soku z cytrusów.
Dla poszukiwaczy smaków tej ziemi, które sięgają dalej niż epoka kolonialna, dobrym pomysłem będzie także wybranie się słynnej restauracji D.O.M. Właściciel i szef kuchni, Alex Atala, jest mistrzem odkrywania na nowo zapomnianych smaków tego regionu.
Pachnący port – Hong Kong
Pachnący przyprawami, tropikalnymi owocami i morzem Hong Kong to jeden największych portów na świecie. Dlatego to miasto wymyka się wszelkim próbom kulinarnej klasyfikacji. Zjemy tu potrawy z całego świata, poczujemy zapachy przypraw, których ze świecą szukać w Azji. To właśnie stanowi o uroku hongkońskiej metropolii, przyciągającej coraz więcej gastroturystów. Tu można się przekonać, że kuchnia fusion to nie wymysł modnych Europejczyków – to wypadkowa historii miast, takich jak Hong Kong. Swoją przygodę koniecznie należy zacząć od pierożków gotowanych na parze.
W Europie znamy je pod nazwą dim sum, ale to tak, jakby marynowane oliwki nazwać tapas. Dim sum to po prostu różnorodne, lekkie przekąski, w tym m.in. właśnie pierożki na parze.
Innym bardzo popularnym daniem jest congee – kleik ryżowy serwowany z rozmaitymi dodatkami: od mięs i ryb po jabłka i cynamon, a nawet tzw. stuletnie jajka (o których oraz o innych szokujących Europejczyków potrawach pisaliśmy w tym artykule). Jednak najbardziej charakterystyczną potrawą Hong Kongu jest pieczona gęś. To rarytas, którego skosztujemy tylko tam.
Świat z Diners Club
Podróże w odległe zakątki świata i jego smakowanie są prostsze i przyjemniejsze z kartami Diners Club. Dzięki nim zyskuje się poczucie bezpieczeństwa, przywileje na lotniskach i w hotelach oraz dostęp do pieniędzy, gdy ich potrzeba.
Zdjęcia: Shutterstock.com
Ranking pięciu najpopularniejszych kulinarnych kierunków powstał w oparciu o dane zebrane m.in. przez serwis Booking.com.