Sztuka biznesu: Koncert dla koneserów
„…być artystą znaczy: nie rachować, nie liczyć, wzrastać jak drzewo, które nie ponagla swoich soków i stoi ufnie wśród wiosennych burz, bez obawy, że mogłoby nie nadejść lato. Przyjdzie przecież. Ale przychodzi tylko do cierpliwych, którzy istnieją tak, jakby mieli przed sobą wieczność, tak spokojnie i otwarcie ”. Rainer Maria Rilke, Listy do młodego poety.
W tym odcinku przedstawię obiecaną opowieść o czymś pięknym i pozostającym w harmonii z tym, czego być może już na co dzień nie doświadczamy, ale co kojarzy nam się z potęgą sztuki. A zatem będzie to opowieść o potędze piękna, którego nie można sprowadzić jedynie do kategorii estetycznych. Czymże by było malarstwo bez swojego drugiego dna, bez swoich pozazmysłowych odniesień oraz tajemnic? Zapewne nikogo nie zaskoczę sięgając na koniec cyklu do dzieła, które łączy w sobie wszystkie opisywane w poprzednich odcinkach wartości. Dla przypomnienia: chodziło mi o taką sztukę, która:
- kieruje nasze uczucia i myśli do rzeczy pozaziemskich lub nadprzyrodzonych,
- skłania nas do namysłu nad otaczającym nas światem,
- jest piękna i pozostająca w harmonii z tym, czego na co dzień doświadczamy.
Dziełem tym jest Portret mężczyzny grającego na flecie Giovanniego Gerolama Savolda z 1525 roku. Artysta stworzył je będąc u szczytu swoich artystycznych możliwości, kiedy – jak poetycko określał to Rainer Maria Rilke – nastało lato. Nie dziwmy się też, że artysta namalował wiele jego wariantów. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że była to rynkowa odpowiedź artysty na wyjątkowe powodzenie obrazu. Można go było oglądać od 2 czerwca do 28 sierpnia br. na wystawie pt.: „Brescia. Renesans na północy Włoch. Moretto – Savoldo – Rafael – Tycjan – Lotto” w Muzeum Narodowym w Warszawie. Na stałe znajduje się on w Pinacoteca Tosio Martinengo w Brescia.
Obraz przyciąga uwagę widza przede wszystkim sposobem wykorzystania światła do plastycznego przedstawienia sportretowanego muzyka, wnętrza w którym się znajduje oraz przedmiotów. To przykład mistrzowskiego posługiwania się światłocieniem, które przyniosło sławę artyście.
W pierwszej kolejności dostrzegamy świetlisty trójkąt na twarzy młodzieńca aby już po chwili zachwycić się cieniem instrumentu na jego prawej dłoni oraz widocznym liniom złożenia kartki przytwierdzonej do ściany.
W pierwszej kolejności dostrzegamy świetlisty trójkąt na twarzy młodzieńca aby już po chwili zachwycić się cieniem instrumentu na jego prawej dłoni oraz widocznym liniom złożenia kartki przytwierdzonej do ściany. Kartka ta przyciąga naszą uwagę nieprzypadkowo. Widnieje na niej zapis nutowy wraz z tekstem, który widz może bez trudu odczytać: „Joannes Jeronimus Savoldis de / brisia / faciebat”. To informacja, że obraz wykonał („faciebat”) Giovanni Gerolamo Savoldo („Joannes Jeronimus Savoldis”) z miejscowości Brescia („Brisia”).
Otwarta książka na stole także zawiera możliwe do odczytania nuty wraz z pierwszymi słowami renesansowej pieśni: „O Morte? Holà!” autorstwa Francesco Santacroce Patavino. Dzięki tym dyskretnym podpowiedziom, obraz Savolda inspiruje do badań nie tylko historyków sztuki, ale także muzykologów. Ich rezultaty pozwalają na bardzo różne i ciekawe interpretacje. Najbardziej podobają mi się dość zabawne spekulacje dotyczące zawartości zamkniętych książek, które Savoldo umieścił we wnęce – tuż za plecami grającego na flecie mężczyzny.
Drobiazgowe studia pozwalają przypuszczać, że wymienieni artyści znali się osobiście i tworzyli swoje dzieła przebywając bardzo blisko siebie. Czasami było to sąsiednie miasto, a nawet ulica. Dla mnie najważniejszy jest jednak sekret znajdujący się w samym obrazie. Słowa pieśni „O Morte? Holà!” to smutny sonet w formie dialogu pomiędzy nieszczęśliwie zakochanym poetą, a Śmiercią. Poeta prosi Śmierć aby uwolniła go od męki Miłości i zabrała z tego świata. Śmierć jednak odmawia ponieważ nie ma władzy nad kimś, którego sercem włada Miłość. Smutne spojrzenie flecisty może wynikać z jego utożsamiania się z nieszczęśliwym bohaterem sonetu. A może to jedna i ta sama osoba? Nie możemy pewnie odpowiedzieć na tak postawione pytanie ponieważ badaczom nie udało się ustalić tożsamości muzyka. Takie wielogłosowe utwory muzyczne wykonywane były w zaciszu domowym, a śpiewającemu towarzyszyła zazwyczaj lutnia lub mały zespół instrumentów. W tym przypadku mamy prawdopodobnie do czynienia z sytuacją kiedy śpiewającemu tenorowi towarzyszy lutnia i flet. Grający na flecie patrzy lekko w górę w kierunku stojącego przyjaciela, który śpiewa. Możemy się tego tylko domyślać, ale nie znajduję powodów dla których miałby patrzeć na nas. Taką interpretację potwierdza kierunek spojrzenia oraz skręcenie całego ciała w lewo. Jego palce zasłaniają już odpowiednie otwory sopranowego fletu ponieważ już za chwilę przejmie melodię pieśni.
Takie wspólne muzykowanie było wśród elit ówczesnej Europy czymś naturalnym i częstym. Warto podkreślić, że renesansowi artyści nie ograniczali swojej aktywności do jednego rodzaju sztuki. Nie było niczym wyjątkowym łączenie malarstwa z poezją i muzykowaniem. Dotyczyło to nie tylko utrzymywanych kontaktów towarzyskich ale także ich osobistej aktywności. Nie jest zatem wykluczone, że tym śpiewakiem, którego aktywność obserwuje flecista był sam Giovanni Gerolamo Savoldo. Kartka z partyturą utworu przytwierdzona do ściany była w owych czasach charakterystycznym sposobem dzielenia się utworami i opiniami o nich. Tak jak dzisiaj używamy Facebooka, YouTuba, Instagramu, Pinteresta lub Snapchata i Twittera, tak w czasach Savolda używano składanych w charakterystyczny sposób listów. Umieszczony przez malarza autograf na przytwierdzonej do ściany partyturze sugeruje, że z tego rodzaju korespondencją mamy do czynienia.
Tajemniczy Savoldo
Chciałbym zakończyć osobistą refleksją. Niezwykle mało wiemy o Giovannim Gerolamo Savoldo. Urodził się pomiędzy 1480, a 1485 rokiem w Brescia. Zmarł prawdopodobnie w Brescia ok. 1548 roku. Pierwsza wzmianka z 1508 roku dotyczy jego przyjęcia do florenckiego cechu rzemieślniczego zrzeszającego m.in. malarzy. Druga i ostatnia zarazem pochodzi z 1548 roku i określa go jako „zgrzybiałego”. Na jej podstawie określa się prawdopodobny rok śmierci artysty. Niewiele pozostało po nim dzieł. Wynika to przede wszystkim z trudnościami w jednoznacznym przypisywaniu mu prac niepodpisanych. Swoje prace wielokrotnie powielał, co tłumaczy niewielką różnorodność tematyczną jego obrazów. Wyjątkowa ubogość źródeł nie ogranicza jednak naszej wyobraźni. Przecież nie trzeba wiedzy historyka sztuki czy muzykologa aby w spojrzeniu młodego mężczyzny z przedstawionego obrazu dostrzec coś więcej niż tylko oczekiwanie na właściwy moment dołączenia dźwięków fletu do wspólnie wykonywanego utworu. Jeżeli tak jak zasugerowałem, spojrzenie to skierowane było na Giovanniego Gerolamo Savoldo, to pozostało po nim bardzo dużo, ale nie w tej powszechnie dostępnej przestrzeni i czasie.
Dossier autora
Jerzy Cichowicz jest menedżerem, trenerem biznesu, coachem i informatykiem z wieloletnim doświadczeniem. Jest również cenionym znawcą sztuki. Do jego specjalizacji zawodowych należą m.in. zagadnienia związane z bankowością, w szczególności zaś z kartami płatniczymi, ich zabezpieczeniami (w tym biometrią) oraz personalizacją. Jest autorem wielu publikacji, w tym poruszających tematykę biznesu i sztuki.
Zdjęcie tytułowe: Agata Makomaska, zdjęcia ilustracyjne: Jerzy Cichowicz