Słowa słówka: Mdły smak sukcesu
Modne miejsca, poklepywanie po plecach, szampan i flesze. Pieniądze, rajskie plaże i egzotyczne smaki. Dolce vita całe życie, cały czas! Tylko jaki ma to sens, gdy sukces staje się codziennością i traci smak? A może to wszystko walnąć w kąt i wyjechać tam, gdzie życie toczy się normalnie i smakuje lepiej?
Człowiek sukcesu pełną gębą! Praca, dziesiątki projektów, awans co kwartał i góra pieniędzy. Obłędne tempo i brak czasu na życie pozazawodowe? Cóż, taka jest cena pewnych osiągnięć, można powiedzieć. W końcu przecież przyjdzie ten dzień, w którym będzie można konsumować owoce tej ciężkiej pracy – najlepiej na jednej z dzikich plaż na Seszelach.
Ach, sukces! Pieniądze, elitarne sporty, „everyday holiday”! Sława, splendor, blichtr i szampan… Tylko co komu po tym, gdy przez takie natężenie sukcesów przestają one smakować?
Tak, proszę Państwa, sukces może mieć gorzki smak lub też tego smaku nie mieć wcale. Ot, taki mdły krem – ni to brûlée, ni to podłe nadzienie „ciepłych lodów”. Przesyt bowiem, szanowni Państwo, jest gorszy od głodu. Rozleniwia, uodparnia na radość, wpędza w anhedonię – jakby powiedział psychiatra.
Smak, choćby najlepszego szampana i kawioru, nudzi się, gdy zbyt często goszczą na stole.
Smak, choćby najlepszego szampana i kawioru, nudzi się, gdy zbyt często goszczą one na stole. Trzeba szukać coraz większych podniet, by choć trochę zaszumiało w głowie, by poczuć ten krwisty niemal posmak sukcesu wyszarpanego losowi. Ciągle do przodu, więcej, mocniej i jeszcze szybciej niż dotychczas, byle tylko nie znudzić się sobą i kolejnymi osiągnięciami! A potem? Zawał serca lub śmieszność.
Przesadzony dramatyzm? Może. Nie wiem, nie chcę sprawdzić tego na własnej skórze – na wieńcówkę jestem za młody, na śmieszność zbyt samokrytyczny. I zamiast gonić za tym, co nie do złapania, za tym króliczkiem, co się go ściga a nie chwyta, lepiej przeciąć obłędną spiralę sukcesów – choć na moment. By złapać oddech i przypomnieć sobie, jak smakuje zwykła woda i chleb ze smalcem. Bo to kontrast, a dzięki nim życie ma smak. Nawet, gdy wypełniają je „tylko” drobne sukcesu. Ja wybieram Bieszczady, w których zaszywam się właśnie na trzy miesiące. I co też Państwu, ludziom sukcesu, polecam – bez złośliwości, z troski o Państwa zabiegane serca.
PS: Smalec może nie jest najlepszym przykładem w kontekście prewencji chorób serca, ale chyba mi Państwo (a lekarze zwłaszcza) wybaczą tę nieco koślawą figurę literacką.
Dossier autora
Hall Papami jest pisarzem i literatem. Od 34 lat żyje w Polsce i tu skończył studia polonistyczne. Na co dzień zajmuje się prowadzeniem własnego butiku kreatywnego oraz copywritingiem i content marketingiem. Lubi się śmiać – zwłaszcza z patosu kolegów po fachu.