Tragicznie piękna historia
Dalida odniosła jeden z najbardziej spektakularnych sukcesów w świecie muzyki. Nagrywała w 10 językach, a jej przeboje nuciły i wciąż nucą miliony ludzi. Jednak jej życie prywatne, dalekie było od blasku. To historia tragiczna.
„Życie stało się nieznośne. Wybaczcie mi”. To ostatnie słowa Dalidy, Yolandy Christiny Gigliotti – jednej z największych sław scenicznych. Kobiety pięknej, wręcz posągowej i przeraźliwie nieszczęśliwej. 17 stycznia 2016 roku obchodziłaby 83. urodziny, jednak jej życie przerwała dramatyczna, samobójcza śmierć. W nocy z 2 na 3 maja 1987 roku Dalida zamknęła się w swoim apartamencie w paryskiej dzielnicy artystów – Montmartre – umalowała, uczesała i połknęła ponad 120 tabletek nasennych, które popiła mocnym alkoholem. Jak podkreślają jej biografowie, świadoma swego piękna piosenkarka zdecydowała się odejść w sposób, który zachowa to, co miała najcenniejsze – urodę. I nie należy sądzić, że decyzja ta została podyktowana próżnością – Dalida od lat żyła w głębokiej depresji. Gdy umierała, ta choroba odarła ją ze wszystkiego poza wyglądem i sławą wypracowaną przez lata na scenie.
Egipska bogini
Urodzona w 1933 roku w Kairze, we włoskiej rodzinie, Yolanda Christina Gigliotti odniosła ogromny sukces komercyjny i artystyczny. Nagrała 44 albumy studyjne, ponad 50 albumów kompilacji hitów, jeden soundtrack (do filmu „Pour toujours” – „Na zawsze”) oraz 5 płyt z remiksami swoich przebojów. Jakby tego było mało, w ciągu 31 lat na scenie wyprodukowała 134 single.
Śpiewała po włosku, francusku, hiszpańsku, angielsku, arabsku, hebrajsku, grecku, niemiecku, japońsku i niderlandzku, a tam, gdzie się pojawiała, otaczały ją rozemocjonowani, wierni fani, dzięki którym jej artystyczne portfolio obfituje w 70 złotych albumów. Co więcej, Dalida była pierwszą gwiazdą wyróżnioną diamentową płytą – za sprzedaż 10 mln kopii albumu.
Ta przepiękna kobieta sukcesy odnosiła w wielu dziedzinach. Gdy miała 20 lat została Miss Egiptu.
Jej scenicznymi partnerami i przyjaciółmi byli najwięksi tamtych czasów – m.in. Charles Aznavour i Alain Delon. Nieprzeciętny talent Dalidy docenił nawet prezydent Charles de Gaulle – w 1968 roku piosenkarka została odznaczona Medalem Prezydenta Republiki za wybitne zasługi dla promocji francuskiej kultury (od 1961 roku Dalida miała francuskie obywatelstwo). Do dziś jest Dalida pozostaje jedyną przedstawicielką świata muzyki wyróżnioną tym odznaczeniem.
Okrutna przewrotność losu
Wydawać by się mogło, że takie pasmo sukcesów powinno zapewnić Dalidzie szczęście. Niestety, diva była postacią tragiczną. Gdy na scenie triumfowała, w życiu prywatnym ponosiła kolejne dramatyczne porażki. Pierwszy dramat wydarzył się w roku 1967. Śpiewała wówczas na Festiwalu Piosenki Włoskiej w San Remo. Jej partnerem był jej ówczesny kochanek, Luigi Tenco. Para zaśpiewała razem „Ciao, amore, ciao”. Występ Dalidy był świetny. Tenco nie podołał zadaniu i w efekcie przegrał festiwalową rywalizację. Wydawało się, że jakoś przełknie tę porażkę, a osłodzi mu ją ogłoszony po festiwalu zamiar poślubienia Dalidy. Niestety, 27 stycznia 1967 roku, zaledwie kilka dni po tym publicznym wyznaniu, Luigi Tenco zastrzelił się w hotelowym apartamencie piosenkarki. Miesiąc później Dalida próbowała pójść w ślady tragicznie zmarłego kochanka. Znaleziono ją nieprzytomną w paryskim hotelu Prince of Wales – przedawkowała leki. Spędziła niemal tydzień w śpiączce, ale udało się odratować. W grudniu tego samego roku zaszła w ciążę z 18-letnim, niemal dwukrotnie od niej młodszym, włoskim studentem. To było ponad jej siły. Zdecydowała się na aborcję, jednak operacja uczyniła ją trwale bezpłodną.
Fatum Kleopatry
To nie był koniec dramatów Dalidy. Zaledwie dziewięć miesięcy po nieudanym zabiegu, jej były mąż (dzięki któremu w 1961 uzyskała obywatelstwo Republiki Francuskiej), Lucien Morisse, zastrzelił się w akcie desperacji. W 1975 roku z kolei, zabił się jej bliski przyjaciel – izraelski piosenkarz Mike Brant. Wyskoczył z okna paryskiego apartamentu. Rok wcześniej też próbował się zabić, a Dalida opiekowała się nim w szpitalu. Gdy w 1983 roku jej wieloletni partner życiowy (z którym spędziła dziewięć lat – od 1972 do 1981 roku), Richard Chanfray, zabił się wdychając spaliny w garażu, w Dalidzie coś pękło. Takiego fatum nie była już w stanie znieść. Występowała, nagrywała, ale coraz częściej planowała swoje odejście.
W nocy z 2 na 3 maja 1987 roku zażyła śmiertelną dawkę barbituranów, które zapiła whisky. Odeszła piękna, jak Kleopatra, królowa Egiptu, do której całe życie była porównywana. Do dziś na jej grób na paryskim cmentarzu Montmartre przybywają jej fani, by oddać jej należny hołd.
„Dalida” – Zbigniew Herbert
„ważnym dodatkiem
w życiu Pana Cogito
były dodatki ilustrowane
dzięki nim
życie sławnych aktorów
księżniczek
tancerek brzucha
nie miało dla niego
tajemnic
wystarczyło parę
taktów melodii
a już stawały przed nim szeregiem
okrutne portrety
prześwietlone promieniem X
od ubogiego dzieciństwa
zawrotnej kariery
śmierci w zapomnieniu
porzucone teraz
na cmentarzu płyt gramofonowych
trochę mniejszych
od cmentarzy zużytych samochodów
dzięki nim
odgaduje bezbłędnie
daty swego życia
na jego straży
stoją Dalida
Halina Kunicka
Irena Santor dobre wróżki
dzięki nim
tyrania
upiększona
została
piosenkami
należało się im
słowo dziękuję
czułe miejsce w pamięci
wspólne imię
na kamiennej tablicy
znojnego żywota”.