Najlepsi przyjaciele?
„Diamenty są najlepszymi przyjaciółmi dziewczyny”, śpiewała Marylin Monroe. I owszem – te najszlachetniejsze kamienie są przyjaciółmi kobiet, ale już inwestorów, o dziwo, niekoniecznie…
Gdy myślimy o inwestycji w dobra ultraluksusowe, na myśl przychodzą złoto, platyna, srebro i, oczywiście, diamenty. Sęk w tym, że w przypadku diamentów sprawa nie jest wcale tak oczywista; fakt, że kosztują krocie nie oznacza, że kupowanie ich w celach inwestycyjnych jest korzystne. Fakty są wręcz przeciwne – ceny diamentów spadają od lat 80. XX wieku i to drastycznie.
Upadek na bogato
Jak zauważył dziennikarz „The Wall Street Journal”, Brett Arends, wartość indeksu opisującego ceny diamentów – Rapaport Diamond Index – w ciągu ostatnich 30 lat systematycznie pikowała. Mowa bowiem o spadku o 80 proc. (z uwzględnieniem inflacji). We wczesnych latach 80. cena jednokaratowego diamentu najwyższej czystości wynosiła niemal 60 tys. dolarów. Dziś niespełna 11 tys.
Nicholas Oppenheimer, miliarder i członek rodziny, która ma większość udziałów w koncernie wydobywczym De Beers, przyznaje, że wzrost sprzedaży diamentowej biżuterii w USA w ostatniej dekadzie to w zasadzie wyłącznie wynik sprytnych działań marketingowych.
Skąd taka drastyczna zmiana? Otóż na początku dekady zdominowanej przez yuppies, popyt na te kamienie został sztucznie „napompowany” – były wyznacznikiem pozycji społecznej (podobnie, jak… kokaina masowo „importowana” wówczas do USA przez port w Miami – największe centrum „przeładunkowe” tego narkotyku na świecie). Gdy radosne czasy prosperity zostały zweryfikowane przez życie (i rynek), okazało się, że niemal 80 proc. wartości diamentów stanowiły marże pośredników i sprzedawców, a nie kamieni jako takich.
Diamentowe miraże
Jak zauważa Arends, nie wszyscy jednak są na przegranej pozycji, gdy mowa o diamentach. Kupowanie diamentów w celach inwestycyjnych nie jest opłacalne, ale ich sprzedaż – jak najbardziej. Jak zaznacza dziennikarz, gdybyśmy zainwestowali w 1987 roku 1000 dolarów w akcje Tiffany & Co. (wówczas to przedstawiona została oferta publiczna, IPO, tej legendy rynku jubilerskiego), to dziś te aktywa byłyby warte 26 tys. dolarów. Dla porównania, pisze Arends, ta sama kwota zainwestowana wówczas w nieoszlifowane kamienie dałaby zysk rzędu 2000 dolarów. Jaki z tego płynie wniosek? Marketing czyni cuda – kreuje potrzeby i pragnienia, za które jesteśmy gotowi płacić każdą cenę. Warto o tym pamiętać. Najlepiej zarabia się na marzeniach…
Krwawe diamenty
Rynek diamentów wcale nie jest krystaliczny. Wydobywane w Afryce kamienie tylko w części pochodzą z legalnych źródeł i objęte są kontrolą. Dla przykładu, eksport diamentów z Kongo co roku generuje dla tego państwa 600 mln dolarów zysku. Tymczasem ten nielegalny – 400 mln, które trafiają do kieszenie watażków i terrorystów. Krwawe diamenty sponsorują światowy terroryzm (na równi z handlem narkotykami i bronią), i dlatego 54 państwa – liderzy wydobycia drogocennych kamieni – podpisały tzw. Pakt z Kimberly. W ramach tej umowy sygnatariusze zobowiązują się do certyfikacji nieoszlifowanych diamentów. Brak „metryki” kamienia, przynajmniej w teorii, uniemożliwia użycie go do stworzenia biżuterii.